W przewodniku Lonely Planet czytamy, że „dotarcie do Caramoan ma w sobie trochę przygody” i jest w tym nieco prawdy. Choć właśnie z naciskiem na „nieco”. Bo czy przygodą jest dotarcie do portu w (np. półtorej, może dwie godziny w klimatyzowanym minibusie)? Niekoniecznie. Trochę więcej tej „przygody” jest w przeprawie łodzią z Sabang do portu w Guijalo, ale to tylko dlatego, że Sabang, choć często szumnie zwany portem, absolutnie nim nie jest. To jedynie plaża, więc muszą zacumować w bezpiecznej odległości, a tragarze i panowie odpowiedzialni za zorganizowanie pływającego pomostu zajmują się przetransportowaniem pasażerów oraz wszelkiej maści tobołków na pokład. Sporo tam emocji, oj sporo. Bo to komuś właśnie zaginęła walizka (szybko się znajduje, bo tragarze nad wszystkim panują), bo to ktoś zgubił klapka, który ku strapieniu właściciela wpadł do wody (szybko wyławiają go pływające w morzu dzieci zarabiając w ten sposób kilka peso), bo to nie ma miejsca na wybranej ławce z przodu (trzeba znaleźć inne wygodne miejsce), bo to elegancka starsza pani nie potrafi odnaleźć się na skromnej łodzi, bo to… Nieważne, resztę zostawiam Waszej wyobraźni. Ale kiedy w końcu rusza (bagatela, 45 minutowe spóźnienie), wszyscy wyciągąją zgodnie swój prowiant na tę 2- godzinną podróż i podziwiają wspaniałe widoki będące tak naprawdę jedynie obietnicą tego, co czeka na miejscu.

A czeka Caramoan, czyli miejsce prawie takie, jak słynne na całym świecie El Nido. I choć „prawie” zwykle robi różnicę, w przypadku Caramoan bywa tak, że ta różnica działa na plus. Bo mimo tego, że nie jest to miejsce aż tak rozległe, nie ma tam aż tylu wysp ani rozbudowanej infrastruktury turystycznej, to… nie ma tam też zbyt wielu turystów, którzy zamiast Caramoan wybierają właśnie… El Nido. Paradoksalnie jednak, Caramoan też ma sporo do zaoferowania. Bez problemu znajdzie się piękne wysepki z plażami o białym piasku (wymienię choćby czarującą Matukad), imponujące wapienne ły, standardowo już intensywnie turkusową wodę, klimatyczne laguny i przede wszystkim to, o czym marzy wielu, czyli bliskość natury. Warto? Warto. Choć zwykle nie po drodze.

Skłamałabym twierdząc, że Caramoan to miejsce w ogóle nieznane, bo wbrew pozorom, zna go naprawdę wielu, a wszystko dzięki producentom programu „Survivor” i to edycji zarówno z tych z mniej i bardziej odległych zakątków globu (z perspektywy filipińskiej oczywiście), którzy właśnie Caramoan wybrali na swoja bazę. To na ich potrzeby zostało wybudowanych ponad 130 wygodnych drewnianych domków przy plaży w Gota i kilka domów VIP przy malowniczo położonym Hunongan Cove, zarezerwowanych zwykle na długie miesiące. Ale o tych faktach, plus o tym, czym tak naprawdę jest ten „Survivor” (nie wiemy, bo od dobrych kilku lat nie mamy TV…), dowiedzieliśmy się dopiero spędzając trochę czasu na plaży w Gota, pływając łodzią po okolicznych wyspach i generalnie miło spędzając czas.

To co, kiedy macie ochotę tam zajrzeć?

I na koniec „Survivor'owy” filmik reklamowy:

Survivor 26 Caramoan - Fans vs Favorites 2 opening credits [HD]