Jest wieczór, ok. godz. 20.30. Grupka przyjaciół, która spełniła swoje marzenie o wyjeździe na Filipiny wraca zmęczona jeepneyem z całodniowego zwiedzania Manili. Mają przy sobie aparaty fotograficzne, telefony, gotówkę. Nagle, do jeepneya wpada dwóch mężczyzn, którzy grożąc turystom nożami wymuszają gotówkę, telefony i jakimś tylko cudem udaje się zatrzymać aparaty. Pozostali pasażerowie nie reagują, są przestraszeni. Podobnie, jak kierowca pojazdu.

Brzmi jak historia z sensacyjnego filmu? Być może. Ale zdarzyła się naprawdę. Przestraszeni turyści zgłosili oczywiście całą sprawę na policji, a tam powiedziano im, że takie historie należą do manilskiej codzienności. Wypytywałam w różnych źródłach i… faktycznie. Z tą jednak różnicą, że to zwykle nie kto inny, jak kierowca informuje późniejszych napadających o fakcie przewożenia turystów, a cała ta przestępcza grupka (łącznie ze wspomnianym kierowcą, który dostaje oczywiście swój „udział”), opłaca również policję, żeby przymykała oko na ten proceder. Proste, prawda?

To nie jedyna historia, którą słyszeliśmy. Praktycznie do codzienności należą historie o regularnych napadach na jeepneye i autobusy, które nasilają się w dni wypłat, kiedy Filipińczycy wracają do domu z gotówką (z tego samego powodu, trudno wówczas o znalezienie taksówki). Standardem są swego rodzaju „ustawki” przy odbieraniu towarów zakupionych uprzednio online (poczta nie działa prawidłowo, więc sprzedawcy z kupującym umawiają się na stacji kolejki, w restauracji itp), gdzie klienci są podstawieni i okradają sprzedawcę ze sprzętu wartego niejednokrotnie setki tysięcy peso. Bardzo złą sławą cieszą się kolejki naziemne MRT i LRT, pełne kieszonkowców. Sami zresztą mieliśmy okazję się o tym przekonać, bo kiedy skorzystaliśmy z tego środka transportu podczas powodzi, próbowano Krzyśkowi ukraść z kieszeni portfel. Na szczęście takowego nie posiadał, ale doskonale pamietam ten moment, kiedy nikt dosłownie nie zareagował, mimo, że oczywisty był sztuczny tłum nagle zgromadzony wokół nas, a jeszcze bardziej oczywista reakcja Krzycha informującego wszem i wobec o próbie kradzieży. Znajomi mieli jednak mniej szczęścia – stracili nie tylko portfel, ale i karty kredytowe oraz wizy. Słyszeliśmy historię pracującej u nas Raquel, która podczas podróży do regionu Bicol, z którego pochodzi, została okradziona ze wszystkich swoich oszczędności po tym jak do autobusu, którym podróżowała, weszło kilku uzbrojonych mężczyzn. Z tego samego powodu znajomi Filipińczycy z biura Krzyśka, dojeżdżający do pracy jeepneyem, nigdy, pod żadnym pozorem nie zabierają ze sobą laptopów. W swoim czasie mówiono też o turystce, która napadnięta w okolicy Rizal Parku, puściła się w pogoń za złodziejem odzyskując w ten sposób swój aparat; kobiecie, którą próbowano okraść w okolicy centrum handlowego Market (bardzo popularne miejsce wśród złodzieji); czy Hindusce, której w okolicy centrum handlowego zerwano z szyi cenny naszyjnik.

Czy to znaczy, że w Manili jest niebezpiecznie?

Przecież takie incydenty zdarzają się praktycznie wszędzie, również w Polsce, z tą różnicą, że na zdecydowanie mniejszą skalę. W Metro Manila jednak (czyli metropolii, na którą składa się kilkanaście miast) mieszka juz prawdopodobnie ponad 12 mln ludzi, którzy… muszą sobie jakoś radzić nie mogąc liczyć na pomoc państwa opiekuńczego. Ci wszyscy mają dostęp do legalnej i nielegalnej broni, z czego korzystają (ale o dziwo nie powoduje to takich incydentów jak np. strzelaniny w szkołach w USA) i co najważniejsze, wszyscy muszą liczyć głównie na siebie, bo policję cechuje, nazwijmy to, ograniczona skuteczność. Nie pomaga fakt bycia turystą, a w szczególności turystą z szeroko pojętego Zachodu, bo taki turysta, postrzegany jest jako osoba zamożna, czy krótko mówiąc – chodząca skarbonka. Turysta nie zna miasta, nie wie, na co i gdzie może sobie pozwolić. Mało tego, zwykle jest tak oszołomiony, wyluzowany, zafascynowany, przestraszony, zainteresowany, nieuważny (niepotrzebne skreślić), że przestaje zwracać uwagę na elementy, na które uważałby u siebie. Do tego należy dodać, że Malate, czyli miejsce najczęściej wybierane przez niskobudżetowych turystów, nie cieszy się najlepszą opinią. Słynie głównie z nocnych barów i prostytutek (ten „biznes” zresztą chyli się tam już ku upadkowi), a biorąc pod uwagę postępującą pauperyzację, to z roku na rok ta okolica staje się coraz mniej bezpieczna, bo na jej ulicach mieszka coraz więcej katastrofalnie ubogich ludzi nie mających zupełnie nic do stracenia. To wszystko oczywiście nie pomaga, ale nie uważam, żeby w Manili było bardziej niebezpiecznie, niż gdzieś indziej pod warunkiem, że przestrzega się choćby niektórych z szeregu określonych zasad, które są mało znane albo wręcz ignorowane przez turystów.

Jakie to rady? Na mieście mówi się, aby:

– nie korzystać z publicznych środków transportu – absolutnie nie jeździć jeepneyem, trycyklem ani MRT/LRT;
– przy korzystaniu z taksówki poprosić kogoś o spisanie numerów na wszelki wypadek ( u nas w budynku należy to wręcz do obowiązków odźwiernych i ochroniarzy). Niektórzy odradzają również korzystanie z taksówek;
– przy korzystaniu z samochodów czy taksówek należy zwrócić szczególną uwagę na zablokowanie drzwi;
– portfel trzymać przy sobie, a nigdy nie w torbie;
– prowadzić mało spontaniczny i w dużej mierze zaplanowany styl życia – wybierając się gdzieś sugeruje się dokładnie przemyśleć trasę, środki transportu i wszystko zaplanować w najdrobniejszych szczegółów, bo to pozwala uniknąć newralgicznych sytuacji;
– nie pić napojów ani nie jeść niczego oferowanego przez przygodnych towarzyszy podróży, bo jak bardzo sympatyczni nie wydawaliby się nowo poznani Filipińczycy, to zdarzają się przypadki podania narkotyków w celu późniejszego rabunku;
– chodzić raczej wewnętrzną niż zewnętrzną stroną chodnika (o ile takowy istnieje) i być szczególnie ostrożnym, kiedy jadący obok samochód zwalnia, czy wręcz zatrzymuje się, bo zdarzają się porwania dziewczyn i kobiet;
– dobrze mieć kogoś do pomocy, na wypadek potencjalnego porwania (dotyczy głównie Filipińczyków);
– pod żadnym pozorem nie angażować się w kłótnie czy niesnaski pomiędzy Filipińczykami i nie występować nawet np. w obronie bitej kobiety, bo nigdy nie wiadomo, na kogo w ten sposób się trafia i zdarzały się przypadki… zabójstw z tego powodu;
– nie kusić losu, nie afiszować się, nie nosić biżuterii, atrakcyjnych zegarków, aparatów fotograficznych , iPhone'ów itp.
– lepiej nie próbować oszczędzać na transporcie itp., bo często to jedynie pozorne oszczędności prowadzące do kłopotów.

Czy to oznacza, że jeśli nie korzysta się z powyższych rad, automatycznie życie w Manili staje się niebezpieczne? Złamałam co najmniej kilka, jeśli nie prawie wszystkie, z powyższych nakazów i, odpukać, nic złego się nie wydarzyło. Znam osoby, które z torbami fotograficznymi na widoku podróżowały wspomnianą wyżej LRT, jeepneyem, a nawet wybrały się do portu, mającego wyjątkowo złą sławę i nic im się nie stało. Znam takich, którzy zapuścili się w rejony Tondo, uważane za szczególnie niebezpieczne, bo to tereny „należące” do lokalnego gangu i wyszli z tego bez szwanku. I słyszałam też opowieści o telefonie czy karcie kredytowej zostawionych przez nieuwagę z sklepach i bez problemu odnalezionych po czasie.

Więc jak naprawdę jest w tej Manili?