Pewnego dnia dostałam emaila z , który praktycznie przewrócił do nogami moje życie w lipcu, czego, o dziwo, absolutnie nie żałuję! Planowałam opisać Wam całą historię od początku do końca, ale myślę, że mogłabym nieopatrznie zdradzić zbyt wiele szczegółów, a tym samym zepsuć Wam oczekiwanie na kolejne odcinki „Kobiety na krańcu świata”. Zatem jedynie punktowo i w dużym skrócie.

1. W ostatnim tygodniu lipca do Manili przyjechała Martyna Wojciechowska z ekipą TVN, aby przygotować kolejny odcinek programu.

2. W manilskiej części będziecie mogli podejrzeć życie niezwykle miłej filipińskiej rodzinki (mamy, taty i piątki uroczych ), którą zarówno Martyna, jak i pozostała część ekipy zachwyciła się praktycznie od momentu, kiedy ich sobie przedstawiłam.

3. Rzecz dzieje się w scenerii… cmentarnej.

4. Cała ekipa TVN składa się ze wspaniałych bądź jeszcze wspanialszych ludzi, więc tym bardziej cieszę się, że miałam ich wszystkich okazję poznać, choć czas spędzony na planie nie należał do łatwych – od rana do wieczora (a czasem od bladego świtu) i pogoda, która bynajmniej nie była naszym sprzymierzeńcem. Było więc pracowicie, bywało nerwowo, niekiedy wesoło, a czasem… bardzo wzruszająco.

5. Wszystko wskazuje na to, że cała historia będzie miała swój dalszy ciąg, choć już nie na planie filmowym. Jeśli tak się faktycznie stanie, być może Wam o tym napiszę.

A tymczasem zajrzyjcie za kulisy filipińskiego odcinka:)