W skrócie i na szybko:

– 1. października pojechałam do Singapuru. Zachwycił swoją… normalnością. Nikt chyba nie wyobrazi sobie, ile radości może sprawić prosta, zwyczajna jazda autobusem. Nie wspominając o spacerze w parku. Ale ten drugi to już z Kurą. Bo i z Nią, i z Żywicielem i z Przychówkiem miałam okazję się spotkać, a mały wpis czeka do napisania od długiego czasu (wstyd).

– powoli, małymi kroczkami (czasem zbyt małymi) zbliża się do końca , więc słoneczne dni można spędzić z książką na basenie (znowu wzrosną mi wszelkie czytelnicze statsy;)

– Krzysiek eksperymentował na znajomych przygotowując dziesiątki pierogów (z grzybami albo z kapustą i grzybami). Twierdzą, że pyszne były. Dla mnie w każdym razem są perfekcyjne.

– wybraliśmy się na długo wyczekiwaną Masskarę. Pierwszego dnia nas ogłuszyła (spacer po głównej ulicy nie należał do spokojnych), drugiego wynudziła (bo program nie przewidywał żadnych ciekawych wydarzeń), a trzeciego pokazała wreszcie siebie w całej okazałości. I pięknie było.

A właśnie pakuję się do Birmy, skąd potem lecę jeszcze do Malezji. I za chwilę będzie grudzień:(