„Ashina poznałam zupełnie przez przypadek, kiedy zostałam trochę dłużej w klasztorze w Amarapurze. Przysiadł się do mnie, podczas gdy odpoczywałam w cieniu i zadał to samo pytanie, które najczęściej słyszałam w Birmie:

Can I practice some English with you?

A potem zaczął o sobie opowiadać. Jak to w klasztorze przebywa już od kilku lat. I że niebawem opuszcza to miejsce, choć wiele mu zawdzięcza. Bo gdyby nie klasztor, najpewniej nie skończyłby szkoły, nie wspominając już o znajomości angielskiego. Ale jako, że skończył niedawno 20 lat, czas już najwyższy, aby rozpocząć takie życie, jakie mu najbardziej odpowiada, czyli znaleźć żonę i założyć rodzinę.

Bardzo jestem ciekawa, czy faktycznie mu się to udało, bo od naszej rozmowy upłynął już ponad rok.” – napisałam w kwietniu 2011 roku na swoim starym blogu.

W listopadzie 2013 roku, kiedy przechadzałam się przyklasztornymi alejkami w Amarapurze, przyciągnął mnie wzrok młodego sympatycznego mnicha, który już chwilę później wciągnął mnie (albo dał się wciągnąć…) w rozmowę na tematy ńskie (bardzo cieszą go ostatnie zmiany w kraju, choćby dlatego, że z klasztorów zniknęli szpiedzy), filozoficzne (o istocie religii i jej roli w życiu współczesnego człowieka) oraz takie zwykłe, „życiowe”. Opowiedział, jak to od siedmiu już lat przebywa w klasztorze, choć był już taki moment trzy lata temu, kiedy zrobił sobie małą przerwę. Odszedł z klasztoru z wielkimi planami znalezienia żony i założenia rodziny, które to plany prawie udało mu się zrealizować. Prawie, bo kiedy po sześciu miesiącach zdecydował, że jednak wróci jeszcze na trochę do klasztoru, aby postudiować filozofię buddyjską i poprosił narzeczoną, aby na niego poczekała, młoda kobieta okazała się na tyle niecierpliwa, że już po kilku miesiącach wyszła za mąż… za kogoś innego informując go o tym fakcie przez telefon. Piękną, płynną angielszczyzną z amerykańskim akcentem (to zasługa buddyjskiego nauczyciela) Ashin opowiedział też o swoich planach na przyszłość – jak to najpewniej za jakiś czas rozpocznie pracę jako nauczyciel.

Czas mijał i niepostrzeżenie ta krótka pogawędka przerodziła się w całkiem długą rozmowę, podczas której co chwilę zastanawiałam się, czy to możliwe, że ja znam Ashina. Ta twarz, choć o wiele drobniejsza, kogoś mi przypominała. A może to sposób mówienia? Wszystkie te przypuszczenia odrzuciłam jednak prawie natychmiastowo jako zbyt nieprawdopodobną wersję wydarzeń. A potem sprawdziłam to „stare” zdjęcie na ciemnym tle.

Ashin w listopadzie 2013 roku. Zdjęcie u góry strony to Ashin w styczniu 2010 roku.