na widać chyba dosłownie wszędzie, wystarczy nieco zadrzeć do głowę i to nawet nie ruszając się z kanapy (co właśnie czynię). Ale tylko raz do roku odbywa się wielki . Tegoroczny odbył się w ubiegły weekend, więc nie zastanawiając się długo, wybraliśmy się i my, aby podejrzeć radosnych jak dzieci Balijczyków puszczających kolorowe latawce.

A jest co podglądać, bowiem na festiwal stawiają się tłumnie lokalne drużyny latawcowe z całej wyspy. Same przygotowania do imprezy trwają zapewne całymi miesiącami (Krzych twierdzi nawet, że w okolicy jest coś na kształt „klubu latawcowego”), a podczas trzech dni festiwalu wszystko zapięte jest na ostatni guzik. Albo tylko sprawia takie wrażenie.

Pierwsze samochody, na których zamontowano wielkie latawce widzimy jeszcze na drodze, a im żej jesteśmy plaży Padang Galak, tym jest tłumniej, gwarniej i bardziej kolorowo. Każda z drużyn ubrana w, nazwijmy to, drużynowe uniformy, albo właśnie puszcza olbrzymie latawce albo czeka na swą kolej albo też siedzi pod namiotem zaimprowizowanym z latawca (da się!) i spożywa. Przednią atmosferę podgrzewają drużynowe gongi i tysiące kibiców. Więc choć niestety nie opanowaliśmy zasad rządzących konkursem (Agung, któremu miałam towarzyszyć, wybrał się na kremację), to i tak uważamy, że warto.

A było mniej więcej tak: