Dziś rano tego typu rozmowę odbyliśmy z sklepie elektrycznym kupując jakieś małe specjalistyczne żarówki.

– Skąd jesteście? – zapytał właściciel małego sklepiku pakując towar.
– Z Polski. (odkąd angielskie „from Poland” zastępujemy indonezyjskim “dari Polandia” nie musimy już tłumaczyć, że Poland to nie to samo, co Holland)
– Polska to fajny kraj. Spotkałem kiedyś Polaków, jak pracowałem na statkach na Karaibach. A jak masz na imię?
– Ja jestem Ana, a to Chris. A Ty?
Wayan. Z . A gdzie mieszkacie?
– W Semer, tu niedaleko.
– Długo tu jesteście?
Od ponad pół roku.
– O! to Wy nie jesteście turystami?
– No nie, mieszkamy tutaj na stałe.
– Pracujecie?
– Tak, tak. Pracuję dla lokalnej firmy. – odpowiada Krzych.
– Oooo! – z podziwem. – A co robisz?
– Firma wynajmuje i zarządza takimi ekskluzywnymi willami, a ja zajmuję się marketingiem w internecie.
– Bardzo dobrze! To dobra praca. – stwierdza z zadowoleniem Balijczyk. – A macie swój dom na Bali?
– Nie mamy, wynajmujemy.
– Duży?
– Dużo za duży.
– Willa?
– Tak, willa – przyznajemy.
– A dlaczego za duży? Nie macie ?
– Nie mamy. Ale mamy dwa i psa. – zmieniamy gładko temat.
– Z Bali?!!
– Tak, tak, pies z Bali.
– Fajnie, to są dobre dobre psy. Jak ma na imię? – ucieszył się Wayan.
– Carli (indonezyjskim przykładem zapisujemy jego imię w tenże sposób).
– A podoba się wam na Bali?
– Podoba. Bardzo.
– To może dłużej zostaniecie?
– Całkiem prawdopodobne.
– Dom tylko kupcie. Znajomy szwagra mojego brata ma taką fajną działkę na sprzedaż. Tanio.
– Może kiedyś kupimy. Kto wie. – wymigujemy się z potencjalnej transakcji.
– To pamiętajcie o mnie. I do zobaczenia.

Wczoraj podobną rozmowę odbyłam czekając wraz z kilkoma osobami w myjni dla motorków. Kilka dni temu w kolejce do kasy w sklepie. Wcześniej dziesiątki razy w restauracjach, na plażach, na ulicy, podczas podróży, podczas spacerów z Carlim, a nawet podczas oczekiwania na zmianę świateł z ludźmi siedzącymi na sąsiednim skuterze. wprost uwielbiają ten rodzaj small talk i nigdy nie przestanie mnie dziwić, jak bez żenady wypytują wszystkich o wszystko. Na szczęście i ja lubię sobie pokonwersować z nieznajomymi, choć zapewne lubiłabym bardziej, gdyby w ten sposób częściej nadarzała mi się okazja do ćwiczenia indonezyjskiego. Na Bali niestety nie jest to takie oczywiste.