To był bardzo krótki dzień w . Jesienią, podczas poprzedniego pobytu w Japonii, spędziłam w tym mieście kilka dni, więc tym razem, na przełomie marca i kwietnia, Kioto w ogóle nie było w planach. Nie twierdzę, że nie miałam ochoty tam wrócić, ale było tyle innych miejsc, które chciałam odwiedzić, więc z wielkim żalem skreśliłam je z tegorocznej listy. Los jednak chciał inaczej – pokrzyżował mi moje plany związane z wizytą w Shirakawago i sprawił, że trafiłam do Kioto choć na jeden dzień. Na jedno popołudnie. Na kilka krótkich godzin.

Klimatyczne uliczki w Gion, słynnej dzielnicy gejszy.


Niezwykłą popularnością w Kioto cieszą się wypożyczalnie kimon. Korzystają z nich nie tylko Japonki odwiedzające to miasto, ale przede wszystkim turystki.


Uwielbiam Japonię w takim wydaniu.


Nie mam szczęścia do Bambusowego Lasu. Po raz drugi natknęłam się na nieprawdopodobne tłumy. Obiecuję sobie, że jeśli uda mi się pojechać do Kioto po raz trzeci, pojadę tam o świcie!


W uliczkach Higashiyamy.


W Yasaka Koshindo – do tej kolorowej świątyni trafiłam zupełnie przypadkiem.


W bocznych uliczkach Gion.


Pierwsze wiosenne pąki w Arashiyama.


Tabliczki wotywne w świątyni Jōjakkō-ji.


Turystki w Gion.


Co ciekawe, choć na głównej ulicy Gion sa zwykle tłumy ludzi, rzadko który z nich schodzi z głównego turystycznego szlaku.


Selfie w parku Maruyama.


Wiosna w świątyni Jōjakkō-ji.


Klasyczny widok w turystycznych miejscach Kioto.


Przygotowania do zdjęcia.


Sesja w parku Maruyama.


Czasem wystarczy spojrzeć w bok.


Dziewczyny w kimonach w Yasaka Koshindo.


Klimatyczne uliczki w Gion, słynnej dzielnicy gejszy.


Zachód słońca nad Gion.


Wieczór w Pontochō.