– Następnym razem, kiedy wybierzemy się na Nusa Penidę, musimy najpierw pomodlić się w świątyni. – stwierdziła Ayu, moja balijska koleżanka, osoba wykształcona i zwykle bardzo racjonalna. – Tak, dla pewności.
W ubiegłym roku wybraliśmy się na wyspę większą, 10 – osobową grupą i nie obyło się bez przygód. W programie był wypadek na skuterze (drogi na nusa penida nie należą do najlepszych), brak benzyny w baku skutera w niezamieszkałej okolicy, kilka poszukiwań właściwej drogi, aż na koniec część znajomych spóźniła się na ostatnią łódź odpływającą z wyspy i musiała zostać na kolejną noc. I choć było niezaprzeczalnie pięknie, do dziś wszyscy wspominamy tę jednodniową wycieczkę jako jedno wielkie niepowodzenie.
– Bo to nie jest dobre miejsce. – tłumaczył kiedyś inny znajomy, któremu opowiedzieliśmy całą historię. – To miejsce jest przesycone magią, i to niekoniecznie tą dobrą. To tam jest świątynia, do której przybywają mangku, balijscy kapłani, aby podczas specjalnej ceremonii duchy podjęły decyzję – czy mają w przyszłości współpracować z siłami dobra, czy wręcz przeciwnie – parać się czarną magią.
Brzmi nieprawdopodobnie? Dla mnie też, ale może coś w tym jest. Choćby dlatego, że niemal wszystkim znana jest legenda o tym, że w przeszłości Nusa Penida była siedzibą Jero Gede Macaling – złego demona, a w świątyni w Ped do dziś znajduje się kapliczka poświęcona właśnie jemu. Zamierzam ją zobaczyć następnym razem.
Ale licząca sobie ponad 200 km kwadratowych Nusa Penida to przede wszystkim największa z wysp położonych w okolicy bali. W przeciwieństwie do swoich mniejszych i bardziej popularnych sąsiadek – Nusy Lembongan i połączonej z nią mostem Nusy Ceningan, o wiele rzadziej jest wybierana przez turystów. A szkoda, bo ma dużo do zaoferowania. Czytałam gdzieś, że właśnie tak mogłaby wyglądać Bali, gdyby nie masowa turystyka i sporo w tym prawdy. To tam znajdziecie niezadeptane plaże, imponujące klify i jedyne w swoim rodzaju widoki, również te znajdujące się pod powierzchnią wody.
W tym roku wybrałam się tam na weekend, a że obyło się bez większych nieprzyjemności, mam tak wielki niedosyt, że już zaplanowałam kolejny.
Moje ulubione miejsca zobaczcie na zdjęciach.