Przemykaliśmy po błotnistych dróżkach pomiędzy skąpo oświetlonymi domami. Dla kurażu piliśmy. Całkiem sporo. Okrutnie mocnej owocowej samogonki. Wreszcie stanęliśmy. Z wyłączonym silnikiem i zgaszonymi światłami czekaliśmy sam nie wiem na co. Z bagażnika Ahmed wyciągnął czarną, wełnianą chustę.

– Weź to! – zakomenderował.

– Ale co będziemy robić? – zapytałem wreszcie, przeczuwając przybycie do celu naszej wyprawy.

Przewracając podchmielonymi oczami, Ahmed uśmiechnął się szpetnie i zapowiedział.

– Będziemy kraść żonę dla mojego brata.

Mój mocno nietrzeźwy mózg nie ocenił należycie niebezpieczeństwa.

– Dobra. Którą bierzemy?

– Staniemy tu i poczekamy. Powinna niedługo wyjść. (…)

Nagle trącenie pod bok. Wyszła. Smukła kaukaska piękność z kruczoczarnymi włosami do połowy pleców. Przeszła obok nas, rozsiewając niewidoczną mgiełkę dziewczęcych perfum.

– Dawaj! – syknął Ahmed.

(fragment książki)

14 czerwca 2017 roku nakładem Wydawnictwa ukazała się autorstwa Witolda Gapika „Pijany martwym Gruzinem”. Jest to wyjątkowa opowieść o miejscach, ludziach, kulturze  i tradycji byłych republik Związku Radzieckiego.  Pełna humoru i niezwykle ciekawych przygód książka jest mistrzowskim połączeniem książki podróżniczej i powieści łotrzykowskiej. Niewiarygodne historie, dramatyczne przeżycia, opisani i miejsca czynią ją jedyną w swoim rodzaju.

Zapraszam do przeczytania fascynującego wywiadu z Autorem.

Jak powstał pomysł na książkę?

Materiały do nienazwanych książek zbieram od zawsze. Podążając za tradycją wykreowaną przez literacki światek najchętniej spisuję swoje spostrzeżenia w knajpkach, wschodnich restoranach, czasem na kolanie. Myślę nawet, że książka, w której opisałbym  miejsca, gdzie ją pisałem, byłaby sama w sobie fascynującą lekturą…

Tak jak napisałem we wstępie do ,,Gruzina” przechodził on metamorfozy wraz z kolejnymi podróżami i przygodami, wciąż chciałem coś dodawać, poprawiać… Największą frustrację jednak budził we mnie fakt, gdy własne idee odnajdywałem w książkach innych autorów. Stwierdziłem, że tylko wydanie zebranego materiału bez dalszych nie kończących się przeróbek da mi osobistą satysfakcję. Tak się złożyło, że wydanie książki zakończyło również  pewien etap w moim życiu zawodowym. Jest więc ona swoistą cezurą pomiędzy tym co było, a tym co będzie…

Dlaczego właśnie ten region Azji zainteresował Cię najbardziej?

Winnym jest Jules Verne i jego ,,Michał Strogow” a bardziej nawet twórcy serialu na podstawie jego powieści. Zbuntowane plemiona, tajna misja, piękna kobieta, rozległe stepy i przestrzenie – którego chłopca to nie oczaruje? ☺ To był początek.

Jak zwykle w życiu o wielu sprawach decyduje przypadek. Gdy zostałem etatowym pracownikiem korporacji – przedstawiłem nowatorski plan rozwoju rynków środkowo azjatyckich i kaukaskich – jako alternatywę dla Rosji i Ukrainy. Zacząłem pracę niejako na surowym korzeniu, podróżując w poszukiwaniu kolejnych klientów, organizując stoiska na imprezach branżowych. Dziś mam satysfakcję, że miałem rację.

Tak więc w moim przypadku chłopięcym marzeniom pomógł przypadek sponsorowany przez korpo…

Zdradzisz, kiedy po raz pierwszy i w jakich okolicznościach trafiłeś do Azji?

W lutym 2007 roku jako menadżer eksportu polskiego producenta płytki ceramicznej udałem się na targi budowlane do Almaty w Kazachstanie. Tak się zaczęła przygoda, która trwa do dzisiaj. Choć z mniejszą przyjemnością jeżdżę dziś do Kazachstanu, to jednak w trakcie podróży znalazłem swoje miejsca na ziemi…

A jaki jest ten Twój Wschód? 

Niezmierzony, postsowiecki  i rosyjskojęzyczny. Z każdą podróżą umacniam w sobie przekonanie, że moja część świata to ta, która bez trudu porozumiewa się używając mowy Dostojewskiego, Puszkina, Bułhakowa ale również Wysockiego i Siergieja Sznurowa (wokalisty grupy Leningrad). Uwielbiam, gdy w pół zdania porozumiewamy się z druzjami ze wschodu przywołując obiegowe powiedzonko, cytat z wiersza, filmu czy piosenki. Przypomina to trochę slang fanów ów Barei czy Machulskiego. Bez długich wywodów wiemy o co chodzi. Największą przyjemność znajduję w wynajdowaniu samorodnych talentów pośród sowieckich artystów, zwłaszcza fotografików.  Wszak korzenie mamy takie same: chłopo – robotnicze. Gdyby nie socjalizm z pewnymi niezaprzeczalnymi korzyściami systemu, moi rodzice nigdy nie mogliby pozwolić sobie na posłanie synów na studia. Krytykując system polityczny, zapominamy o dobrodziejstwach minionej epoki. Za Bugiem ludzie wciąż żyją jak we śnie, marząc o powrocie do czasów, gdy wszystko było beztroską… Noblistka Swietlana Aleksiejewicz mówi o nich ,,sowki”, ja jestem ich satelitą. Krążę po swojej elipsie, a jednak wciąż wokół nich. Aktualnie przygotowuję projekt ,,Ikony Rosji”, rozpisany na wiele lat i tematów, który mam nadzieję okaże się moim opus magnum. Czymś dzięki czemu ,,nie do końca przeminę” cytując K.Nosowską.

Ile czasu potrzeba Twoim zdaniem, aby napisać dobrą książkę podróżniczą?

Nie ma na to reguły. Niektóre pisze się całymi latami – tak jak to było w moim przypadku. Po prostu zbiera się ziarnko do ziarnka, a najtrudniejszym momentem jest powiedzenie sobie samemu ,,stop”, by zakończyć pogoń za niedoścignionym ideałem. Czasem jednak znakomita książka może być pokłosiem jednej podróży. Właśnie takie książki najczęściej trafiają na półki księgarni. Jeśli zostały podbudowane wcześniejszym solidnym przygotowaniem bibliograficznym, kulturowym – mogą być znakomitą lekturą. Odpowiadając bezpośrednio na pytanie sadzę, że na spisanie ciekawej opowieści  potrzeba od kilku miesięcy do roku. Na jej przygotowanie koncepcyjne kolejne kilka miesięcy, plus kolejne pół roku na prace redakcyjne. Łącznie jest więc to około dwóch lat.

Ponieważ i Czytelnicy nie chcą czekać kolejnych 10 lat na nową książkę, mam zamiar prowadzić pracę dwutorowo – zbierać materiały do większej całości, a jednocześnie wydawać książki koncepcyjne – zbudowane na bazie jednej podróży. Szkieletu kilku książek są w zasadzie gotowe. Pozostaje wypełnić je literackim ,,mięsem”, zdarzeniami…

Najciekawsza historia, jaką usłyszałeś podczas podróży to…

Najciekawsze zostawiam do książek! Jednak spokoju nie daje mi autentyczna historia pewnej gruzińskiej matki, która tak kochała swego syna, że po jego tragicznej śmierci, pomimo ostracyzmu najbliższych i sąsiadów, postanowiła pochować go pod podłogą własnej chałupy. Codziennie, tak jak by nic się nie stało, nakrywa stół do wspólnych posiłków. Z tym, że ona je naprawdę a on… co najwyżej duchem. Wieczorami odsuwa krzesła zasłaniające telewizor, tak by mogli wspólnie oglądać ulubione seriale i komedie. Niesamowita opowieść potwierdzająca niezwykle silne więzi łączące matkę i syna. Na Kaukazie to coś więcej niż więzy krwi. To nadprzyrodzona symbioza dusz. Coś w tym jest zważywszy na fakt, że brzemienną kobietę w Gruzji określa się mianem ,,dwie dusze”.

Jak opisałbyś gruzińską duszę?

To dusza dziecka, które cieszy się z każdej drobnostki, podarku a największym jest wizyta gościa, przyjaciela o co nietrudno ponieważ w Gruzji jest nim niemal każdy. To również dusza, która śni o wspaniałych czynach, wiekopomnych dokonaniach, dżygickim heroizmie i nigdy nie dorasta. Na dłuższą metę z Gruzinami to droga przez mękę. Najlepiej wygląda on za biesiadnym stołem. W sferze planów, połączonych z toastami opiewającymi wizję wspaniałej przyszłości.

A co to jest gaumardżos?

– W bezpośrednim tłumaczeniu ,,Gaumardżos” znaczy ,,bądź pierwszym” (zwyciężaj!) to werbalny symbol Gruzji. Uniwersalne pozdrowienie i wezwanie do toastu. A jednocześnie coś więcej niż nasze ,,dzień dobry”. To życzenie by każda sprawa, za którą się bierzesz – udała Ci się znakomicie. Ironią losu jest to, że mało która nacja potrafi tak koncertowo zawalać wszelkie umowy, zlecenia, zobowiązania. Podczas pewnej gruzińskiej biesiady, czyli supry, wdałem się w dłuższe rozważania na temat istoty wyrażenia ,,gaumardżos” dla uszanowania tradycji piliśmy z jednego rogu. Pewien zirytowany Gruzin rzucił wtedy: gaumardżos – znaczy nie gadaj, tylko szybko opróżniaj swój kieliszek. Pij szybko – dla uszanowania toastu i aby inny mógł napić się również. Nieświadomie sformułował w ten sposób chyba najlepsze tłumaczenie – ,,pij, nie gadaj!” Trawestując na codzienność: działaj,  nie gadaj! W przypadku większości Gruzinów pozostaje to tylko pobożnym życzeniem…

Bywałeś też w Uzbekistanie. Opowiesz, jak wygląda życie codzienne w tym kraju?

Podobnie jak w Polsce. Być może brzmi to zaskakująco, ale jeśli pochylić się nad przeciętną rodziną to dojdzie się właśnie do takich wniosków. Niezależnie, czy mówimy o stołecznym Taszkencie, innych dużych miastach czy też prowincjonalnych kiszłakach. Rytm życia jest taki sam: dzieci chodzą do szkoły, w obowiązkowych granatowo białych szkolnych strojach zwanych potocznie ,,formą”. Mężczyźni gonią za ,,rabotoj”, a kobiety zadawalają się pilnowaniem domowego ogniska. Inna rzecz, że rabota może znaleźć się w dalekiej Rosji na budowach Moskwy, Petersburga czy Nowosybirska. W przypadku kobiet ,,domowe ognisko” ma znacznie szersze pojęcie  niż u nas. Krąg domowników obok gromadki dzieci i dziadków, stanowią stali rezydenci – zniedołężniali wujowie, ciotki. Muzułmańska tradycja bezwzględnie nakazuje opiekować się starszymi i łagodzić uciążliwości wieku.

A jakim krajem jest współczesny Kazachstan?

Do głowy przychodzi mi jedno słowo: fasadowym. Na pierwszy rzut oka to gospodarczy tygrys, ze stolicą po środku stepu, rozmachem architektonicznym dorównującym Dubajowi. W porównaniu z biedniutkimi sąsiadami: Kirgizją, Tadżykistanem czy Uzbekistanem wyższość rozwoju gospodarczego (czyli tego widocznego gołym okiem ) Kazachstanu jest niezaprzeczalna. Ale nie zapominajmy, że bogactw mineralnych Kazachowie mają w swej ziemi więcej niż wszystkie wymienione kraje razem wzięte.  Porażające jest to, że owe niezmierzone bogactwa są eksploatowane w sposób rabunkowy przede wszystkim przez zachodnie koncerny, a dochód z tego procederu spływa na konta najbogatszych ,,szarych eminencji”. Przeciętny Kazach z tablicy Mendelejewa ukrytej w ojczystej ziemi nie ma prawie nic.

Zaś stolica… to piękna wydmuszka. Pełna znakomitej architektury, zaprojektowanej przez światowe sławy; wykończona najtańszymi materiałami z Chin, ponieważ fundusze na ,,gosudarstwiennyje projekty” wyparowały w tajemniczy sposób. Ekskluzywne sklepy i na pozór ekskluzywne restauracje obsługują często półanalfabeci z odległych regionów kraju, którzy jeszcze niedawno etatowo trudnili się pasaniem baranów i rozbijaniem jurt na pastwiskach. Mój serdeczny Druh – Oleg mówi o nich z pogardą ,,pastuchy”, ale niestety jest w tym wiele prawdy. Kazachowie jako naród mentalnie żyją pod ideologicznym  i duchowym przewodnictwem prezydenta Nazarbajewa (nota bene bardzo sprawnego i sprytnego polityka, jakiego we współczesnej Polsce od dawna nie widzę). Inteligencja to przede wszystkim lokalni Rosjanie, którzy jednak coraz częściej podejmują decyzję o emigracji do Rosji. Zwabieni nie tyle urokiem ziemi obiecanej oferowanej przez prezydenta Putina ale zachęcani do wyjazdu przez rosnący nacjonalizm.

Kazachstan jest też krajem bardzo podzielonym na trzy wielkie kręgi etniczne tzw żusy; tradycyjnie muzułmański na południu; rosyjskojęzyczny i stepowy na północy i środkowej części kraju oraz tatarsko-turecki na zachodzie na wybrzeżu M. Kaspijskiego. Ale to temat na dłuższą  wypowiedź…

A co robiłeś w Tadżykistanie?

Pierwszy raz do Tadżykistanu pojechałem na targi budowlane Tajik Build w 2008r. Właśnie rozpoczął się światowy kryzys na rynkach finansowych, tak więc wielkiego biznesu nie zrobiłem a wymiernym efektem owego wyjazdu była gargantuiczna popijawa, którą zorganizowaliśmy na lotnisku w Duszanbe. Opisałem ją w książce.

Drugi wyjazd związany był z  badaniem możliwości inwestycyjnych w wolnej strefie ekonomicznej ,,Dangara”. Podczas tej podróży uczestniczyłem w intronizacji miejscowego czynownika; nocnymi telefonami wraz z moim kompanem obudziliśmy dzisiejszego ministra spraw zagranicznych Rosji; no i byłem swatany z miejscową krasawicą, siostrą żony mojego gospodarza. Dla uniknięcia kłopotliwego impasu w stosunkach małżeńskich i towarzyskich zastosowałem ,,angielskie wyjście” w postaci zalania się w trupa. Z biznesu jednak nic nie wyszło – może warto było zdecydować się na drugą żonę? W kulturze muzułmańskiej wysoko umocowany teść wiele może… ☺

Sporo historii opisanych na łamach książki to opisy intensywnie zakrapianych alkoholem biesiad. Dlaczego tak często pije się Środkowej?

Alkohol pełni w Azji i na Kaukazie dwojaką rolę. Po pierwsze wyobraź sobie, że przyjeżdża do Ciebie egzotyczny gość. Co zrobisz? W pierwszej kolejności zaprosisz na posiłek. Kuchnia Azji Środkowej czy Kaukazu to feeria pikantnych smaków i tłuszczu: baranina, bieszparmak, pahlawa, szaszłyki, plow. Po ich spożyciu – koniecznym jest coś ,,na popchnięcie” – czyli alkohol. A wiadomo, że im tłustsze  potrawy, tym alkoholu więcej.

W wymiarze biznesowym  alkohol ma jeszcze większe znaczenie. Po pierwsze po kilku głębszych łatwiej rozpoznać rzeczywiste intencje nieznajomego handlowca, który usiłuje przekonać do towaru z dalekiej Polski. Po drugie po jego spożyciu rozpoczynają się prawdziwe negocjacje z nadskakiwaniem, przymilaniem w celu wyciągnięcia jak najlepszych warunków handlowych. Po trzecie we wszystkich opisanych krajach panuje niemal genetycznie zakorzeniony mit jeszcze z czasów sowieckich: ,,kto nie pije ten donosi”, Na wschodzie cały biznes prowadzony jest na wąskiej korupcyjnej granicy pomiędzy bezprawiem a legalnością. Trzeba wypić wiadra wódki by poznać szczegóły importu, clenia towarów, rozliczeń finansowych o takich rzeczach nie mówi się w zaciszu gabinetów ale najczęściej w baniach, w pełnym negliżu by zminimalizować wszelkie ryzyko. Po czwarte – szczególnie w Gruzji upicie cudzoziemca do nieprzytomności to sport narodowy. Każdy, kto podróżował po Gruzji z pewnością choć raz tego doświadczył. Reasumując skoro praktycznie każdy dzień moich wyjazdów był mniej lub bardziej zakrapiany jak usunąć ten fakt ze stron książki? Nijak…

Czy również dla Ciebie Baku jest najpiękniejszym miastem Kaukazu?

W mojej opinii Baku obok Petersburga to najpiękniejsze miasto dawnego sowieckiego imperium. Tradycja i rozbuchana nowoczesna architektura splatają się w idealnej symbiozie na półwyspie, który w opinii starożytnych nie nadawał się do życia. Ile metropolii w Europie może poszczycić się własnym grand prix formuły 1 rozgrywanym na ulicach miasta albo 30  kilometrowym nadmorskim bulwarem?

W porównaniu z Baku – Warszawa to prowincjonalne miasto (bez urazy dla stolicy i Warszawiaków). W zasadzie nie zmieniło się to od ponad stu lat. Dokumenty sygnowane marką ,,Bank of Baku” objęte państwowymi gwarancjami w końcu XIX wieku i dziś  znaczą więcej niż jakikolwiek papiery sygnowane marką ,,Warszawa” czy Bank Polski… Gdyby kiedyś przyszło pracować mi w szklanym biurowcu – zniósłbym to jedynie w przypadku jeśli znajdowałby się on w Baku.

Z niecierpliwością czekam na realizację projektu ,,Khazar Islands”, który zakłada wybudowanie wysp na M. Kaspijskim na wzór dubajskiego kompleksu ,,Palma”. Jeśli inwestycja się powiedzie, Baku będzie miało u siebie najbardziej widowiskową inwestycję świata.

Według mnie Baku i Azerbejdżan to miejsca niedocenione i nieodkryte dla europejskich i polskich turystów. Może to i dobrze? Nie chciałbym by zadeptali je, jak sąsiednią Gruzję. Z pewnością to cel numer jeden dla moich aktualnych kaukaskich peregrynacji.

Podobno ormiańskie wioski słyną z gościnności. Miałeś okazję się o tym przekonać na własnej skórze?

Ormianie nie są wyjątkiem na Kaukazie. W zasadzie potwierdzają tradycję panującą w tym rejonie świata w prostej linii wynikającą  z kultury prawosławia i islamu. W najprostszy sposób da się ona sprowadzić do stwierdzenia sformułowanego w książce: tak jak przyjmiemy drugiego człowieka – tak przyjmie nas Bóg po śmierci. Stąd fenomen kaukaskiej gościnności. Z autopsji wiem, że w sąsiednim Iranie jest ona jeszcze większa. Czasem myślę nawet, że polska gościnność jest w jakiś sposób wypadkową kontaktów naszych przodków z ludami południa. Wszak Ormianie otwierali u nas handlowe faktorie a z Turkami wspomaganymi przez perskich janczarów walczyliśmy przez całe wieki…

Jak wygląda ormiańska biesiada?

Tak jak wszędzie na całym Kaukazie. Jest niezwykle serdecznie, gościnnie, ze staropolskim ,,zastaw się a postaw się” podniesionym do ntej potęgi. Kobiety okupują kuchnię, z dumą przyjmując męskie pochwały i toasty. Skromnie uczesane dziewczynki podają do stołu, a chłopcy – duma i oczko w głowie rodziców pętają się wszędzie i dokazują jak młode źrebaki. Staruszkowie dostojnie zasiadają w końcach stołu, czasem wznoszą tradycyjne toasty, a potem błogosławią biesiadników. Sielanka. Stół to symbol pokoju i braterstwa z drugim człowiekiem.

Myślisz, że warto zdradzić, skąd wziął się tak intrygujący tytuł książki?

Niech pozostanie tajemnicą i nagrodą dla wytrwałych Czytelników…

Wszystkich, którzy mają ochotę przeczytać książkę „Pijany martwym Gruzinem”, zapraszam do księgarń i na stronę Wydawnictwa Bezdroża (https://bezdroza.pl/), a dla pierwszej osoby, która pod wpisem na blogu prawidłowo odpowie na pytanie „Jakie kraje zostały opisane w książce „Pijany martwym Gruzinem” Witolda Gapika?”, mamy przygotowany jeden egzemplarz książki (wysyłka tylko na adres w Polsce).

Witold Gapik (ur. 1974) – zelowianin, prawnik, nauczyciel, menadżer eksportu. Jako handlowiec podróżował po Ukrainie, Rosji, Azji Środkowej, Kaukazie, Bliskim Wschodzie, Afryce Północnej. Od 2011 roku właściciel firmy CASPIAN TRADE, importer win z Gruzji i Węgier pod własną marką handlową AMARANTHINE VINE.

Wpis powstał we współpracy z Wydawnictwem Bezdroża.