Batanes dzień 1.

Samolot na Batanes odlatuje ok. 5 rano, zatem aby dotrzeć na czas, trzeba wstać o… nieludzkiej 2.30. Potem niespokojne oczekiwanie na lotnisku – bo to, czy samolot odleci, nie jest sprawą oczywistą i sporo już odnotowano przypadków, kiedy loty zostały odwołane z powodu pogody albo.. zbyt ciężkich bagaży podróżujących. Ale tym razem wszystko odbywa się całkiem sprawnie jak na warunki filipińskie i po 5 rano lecimy. Na wyspy Batanes, które marzyły nam się odkąd… no właśnie, nie jest to do końca oczywiste, kiedy pierwszy raz natknęliśmy się na informację o tych północnych rubieżach Filipin krajobrazowo przypominających raczej Irlandię niż resztę kraju.

Samolot linii SEAIR jest maleńki i tak w nim zimno, że przydałby się porządny ciepły śpiwór. Na szczęście już po godzinie z małym łkiem jesteśmy na miejscu uprzednio podziwiając z wspaniałe krajobrazy. Leci z nami kilkunastu innych turystów, kilku mieszkańców Batanes i młody pies rasy wyżeł, który bez wątpienia cieszy się najbardziej z nas wszystkich, że tak(!), że już(!), że wreszcie jesteśmy na miejscu:)

Po zakwaterowaniu; po tym, jak okazuje się, że będzie problem z jedzeniem („Ach, nie jecie filipińskich śniadań?” (kawałek tłustego mięsa z ryżem i/albo jajkiem), „Jak nie jecie mięsa, to mam kurczaka” „Z ryb jest ryba w sosie słodko-kwaśnym„, „Coś jeszcze? Nie, tylko ryba w słodko-kwaśnym„); decydujemy się spróbować tego, na co namawia nas właściciel Batanes Seaside, a mianowicie zwiedzania wyspy samochodem. Próbujemy pod jednym warunkiem – że będzie to nieco zmieniona wersja trasy standardowej biorąca pod uwagę, że chciałabym zrobić zdjęcia, czyli mówiąc krótko być w odpowiednich miejscach o odpowiednich porach.

W oczekiwaniu na naszego kierowcę i przewodnika („Tak, tak, bardzo potrzebny” przekonuje człowiek z Batanes Seaside) idziemy przejść się do portu w Basco, ale pół godziny upływa bardzo szybko, więc już za chwilę siedzimy w samochodzie. Mija 5, może 10 minut, kiedy orientujemy się, że zwiedzanie wyspy samochodem wbrew temu, co mówią wszyscy z pewnością nie jest najlepszą i jedyną możliwą opcją, a jedynie tym, na co decyduje się prawie każdy turysta przyjeżdżający na Batanes. Podejrzewam, że z lenistwa. I może jeszcze wygody.

Jedziemy zobaczyć kaplicę na wzgórzach w . Ładna, przyznaję.

Jednym z głównych punktów programu jest też Valugan Beach, słynna plaża pełna wielkich kamieni. Pani przewodnik cały czas stara się nam coś opowiadać, a wszystko razem wzięte za bardzo zaczyna przypominać wycieczkę zorganizowaną, które nas męczą podobnie jak prawie wszystkie inne zajęcia grupowe.

Kiedy mimo wcześniejszych ustaleń („Tak, tak, wszystko będzie zorganizowane pod kątem zdjęć„) usilnie chce nam się pokazać japoński tunel, czyli zwykłą dziurę w ziemi, z którą lata temu Japończycy mieli coś wspólnego (btw: może kiedyś stworzymy wpis o najbardziej absurdalnych filipińskich atrakcjach turystycznych), postanawiamy zakończyć całą przygodę tak szybko, jak to możliwe i wracamy do Basco, aby tam wynająć skuter. Ha! I nie jest to taka prosta sprawa. Chodzimy po mieście i chodzimy, motorów niby sporo, ale właśnie – motorów, a nie skuterów, a górskie drogi na Batanes nie są z pewnością najbardziej idealnymi do tego, aby nabywać na nich całkiem nowe umiejętności. Chodzimy więc i pytamy wokół, aż w końcu… ktoś kieruje nas do kogoś innego, ten ktoś do swojego sąsiada i tak ostatecznie trafiamy do pana Amboya, który zgadza się nam wynająć swój własny skuter + dwa kaski. Mamy ! I wreszcie czujemy, że jest dokładnie tak, jak sobie to wymarzyliśmy.

Jedziemy zobaczyć latarnię morską w Basco i spotykamy pierwsze .

Najbardziej podobają nam się Rolling Hills, czyli malownicze wietrzne wzgórza.

Droga pnie się to w górę, to w dół, a czasem nawet i do nieba.

Wiatr jest tak silny, że zawsze ktoś z nas musi trzymać skuter, aby ten się nie przewrócił. Wokół nas wspaniałe klify, pastwiska w kolorze zachodzącego słońca i krowy ze stoickim spokojem żujące trawę. Tylko my i te wielkie przestrzenie.

CDN.

p.s. To był pierwszy z wpisów relacjonujących nasz kilkudniowy pobyt na wyspach Batanes i mamy nadzieję, że wreszcie uda nam się uzupełnić posty z tych północnych rubieży Filipin oraz wszystkich innych miejsc, które udało nam się do tej pory odwiedzić. A że uciekamy z Manili co chwilę, zebrało się tego caaałkiem sporo. Będzie co pisać. Jeśli tylko czas i nastrój pozwoli;)

Exit mobile version