sobota, 1 grudnia 2012

Flores 2


Ludzie na Flores są bardzo krewcy. Rozmowy i negocjacje nie są ich mocną stroną.
Kiedys, na poczatku kolejnego sezou, chcialam zadzwonic po divemastera, ktory juz wczesniej u mnie pracowal. Byl freelancem czyli bralismy go tylko w razie potrzeby, placac za dzien pracy.
No to sie dowiedzialam – siedzi w wiezieniu za zabojstwo, pocial kogos z rodziny zony z powodu sporu o kawalek ziemi. Zona oddziedziczyla dzialke, z mezem czyli Nurdinem wybudowali dom a potem rodzina zony stwierdzila, ze za dobrze im sie powodzi i wysuneli do ziemi pretensje. Tak to przynajmniej Nurdin przedstawia. Wiec sie wkurzyl i chwycil za parang. Wczesniej juz tak zrobil na lodzi, kiedy zdenerwowal sie na pewnego Japonczyka, ktory stanal na koralu aby cos sfotografowac. Japonczyk byl na innej lodzi i po nurkowaniu Nurdin takze chwycil za parang i poplynal na tamta. Nie bylo mnie wtedy na lodzi ale wiem, ze niewiele brakowalo do tragedii.
Co do pociecia – okazalo sie ostatecznie, ze szwagier zyje ale jest wlasnie pociety, w tym jego glowa. Po jakims czasie Nurdin z wiezienia wyszedl i znowu zaczal u nas plywac. Rafy Komodo zna jak malo kto!
Zreszta z Nurdina jest niezle ziolko i w innych sprawach. Ma zony w roznych portach i wiele dzieci. W tym jedna zone w wiosce Komodo, gdzie chodzi na noc jesli plan safari zaciaga nas w jej poblize.
Z ziemia ciagle sa jakies klopoty. Przez dluzszy czas mechanik z Laluni ciagle jezdzil do swojego miasta Reo na polnocy Flores. Mi sie to oczywiscie nie podobalo bo zostawial zwykle wazne sprawy na lodzi. Okazalo sie, ze musial tak jezdzic, zeby pilnowac ziemi, zeby nikt sie na nia nie zamachnal, nie wyszedl z roszczeniem a takie niebezpieczenstwo tam istnialo. Tak to jest przy braku ksiag wieczystych i rodzinie pilnujacej aby nikt sie nie wybil.
Trzeba tez bardzo uwazac kupujac nowa ziemie. Nie wiadomo czy sprzedajacy jest na pewno jej wlascicielem. Bylo juz sporo niespodzianek.
Osobiscie zostalam w Labuan Bajo pobita i postrzelona ze srutu.  Pobita w pierwszym roku plywania na Ari Jayi (2006). Nie mielismy wtedy stalego kucharza, bralismy tylko na poszczegolne safari. Ale sie okazalo, ze w sierpniu lodz bedzie plywac przez caly miesiac, tydzien w tydzien (moj sukces marketingowy!). I wtedy zaproponowalam jednemu z naszych freelancow, Olengowi, zeby ustalil pensje za ten miesiac, on by mial prace przez 30 dni a my zaplacilibysmy mniej niz placac 30 dniowek. Zgodzil sie, ustalil pensje. I pojawil sie tylko na pierwszym safari, potem sie znudzil (czy stalo sie cokolwiek, rzecz nie do wyjasnienia)i po prostu nie przyszedl rano na targ rybny, gdzie mial sie ze mna spotkac.. Na kolejne dwa safari w pocie czola i za kazdym razem w ostatniej chwili znalazlam innych kucharzy (dwoch roznych bo pierwszy z nich mial chorobe morska, tak jak i potem drugi zreszta, za kazdym razem okazywalo sie to drugiego dnia safari). A Oleng ni z tego ni z owego zjawil sie na ostatnim safari w miesiacu. Przyjety przez nas bo kolejne szukanie nowych kucharzy w labiryntach Labuan Bajo nie wchodzilo w gre. Z ustalonego miesiaca pracowal ostatecznie 10 dni. Dostal 1/3 ustalonej pensji. I wtedy wpadl we wscieklosc bo chcial dostac 10 dniowek, czyli troche wiecej. Ja dla zasady sie nie zgodzilam i wyladowalam i w szpitalu i na policji.
Policja w Labuan Bajo zachowuje sie specyficznie – po co ma sie klopotac i szukac kogos po miescie, kto kogos pobil, jesli sie mu zjawia w biurze ktos inny (ofiara), z wlasnej woli, bule (czyli bialy), podany jak na talerzu, komu moze zrobic klopoty i byc moze cos wyciagnac. Chyba kazdy poszkodowany po 5 minutach zaluje goraco pomyslu zgloszenia swojej sprawy. Ja tez sie z policji szybko wynioslam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz