czwartek, 31 lipca 2014

Przeprowadzka w Korei.

Mam wyjątkową żonę.
Wiem o tym od dawna. Czasem Jej o tym mówię, czasem nie. Częściej nie mówię, bo wiadomo, że co za dużo, to i świnie nie chcą niezdrowo.
Tym razem jednak uważam, że przeszła samą siebie. Pod moją nieobecność udało jej się znaleźć komplet mebli, inkrustowanych masą perłową. O poprzedniej, nieudanej próbie uratowania takich cudeniek spod siekiery, możecie poczytać tutaj.
Czterodrzwiowa szafa, dwie komody z mnóstwem szufladek i schowków oraz toaletkę, z idealnym lustrem. Wszystko to zostało oddane przez ludzi, urządzających mieszkanie po babci. Oddali, czy sprzedali (chociaż sądząc po cenie, jaką zapłaciła Małżonka, to raczej oddali, bo skład mebli zarobił grosze), do składu rzeczy niepotrzebnych, niedaleko od naszego domu.



W naszym mieszkaniu stały meble, w które wyposażył je właściciel. Nie zgodził się ich zabrać, tłumacząc się brakiem miejsca. Zasugerował wyniesienie mebli na poddasze.. Dwie szafy dwudrzwiowe i spora, niska komoda.
Przypominam, że silniejsza połowa naszego stadła, czyli ja, była w pracy. Wyposażona w elektryczną wkrętarkę Małżonka nie tylko rozkręciła meble, ale też wyniosła je na poddasze i zabezpieczyła na paletach. Palety zorganizowała wracając z pracy. Kto czytał Pięć lat kacetu Grzesiuka, ten wie, co znaczy organizować. Po prostu leżały sobie i czekały, żeby się nimi zaopiekować. Dodam tylko, że w Korei nie praktykuje się skupu palet używanych.
Już następnego dnia rano, przed pracą, przyjechała ciężaróweczka (bo nie była to ponoć ciężarówka), panowie wnieśli wszystkie meble na piętro i prawie wszystkie meble do domu.


Prawie wszystkie, bo okazało się, że dwudrzwiowy element z czterodrzwiowej szafy- nie mieści się w drzwiach. Wejściowych. Jak się nietrudno domyśleć, pozostałe dwa, jedno-drzwiowe komponenty weszły bez trudu.


Widząc przerażoną i markotną minę Małżonki, która oczyma wyobraźni widziała się już wkładającą na siebie część odzieży w domu, a część na klatce schodowej, pan, który meble przywiózł zasugerował rozwiązanie- wniesienie mebli przez okno.
Zaznaczam, że mieszkamy na trzecim piętrze, z widokiem na taras sąsiadów. Taras ten jest jest jednak na tyle daleko, że można z niego do nas zajrzeć, ale na pewno nie można podać tędy szafy.
Na dole przed budynkiem jest za wąsko, żeby minęły się dwie świnie, a co dopiero zaparkował samochód dostawczy.
Koreański pan przez okno wyjrzał, stwierdził że kein Problem i powiedział, że wróci następnego dnia rano. Szafę zabrał. Tak naprawdę powiedział 아무 문제 없습니다(amu munje eobs-seubnida), ale chodziło o to samo.

Poranek, dzień drugi.
Tym razem pan ze składu mebli przyjechał sam. I mówi, że trzeba wyjąć okna.. Panele okienne zewnętrzne wyjął sam. Ogromne, przeszklone suwane drzwi, oddzielające pokój od balkonu nie chciały się jednak poddać tak łatwo. Skrobiąc się po głowie, pan szukał rozpaczliwie rozwiązania.
Zdesperowana Małżonka, szczęśliwa z powodu zostania właścicielką pięknego kompletu mebli, nie pozwoliła, by taki drobiazg jak ważące sporo("Kochanie, chyba z tonę" ) drzwi stanęły Jej na przeszkodzie. Wyjęli te drzwi z ram we dwójkę, z panem meblarzem. Jak?- nie wiem- próbowałem je ruszyć w pojedynkę i ledwo drgnęły, a byłem po śniadaniu.
Tymczasem na ulicy, budynek dalej od nas-ustawił się mały, teleskopowy żuraw, z platformą na końcu wysięgnika.
Wysokość od ziemi do naszego parapetu to jakieś sześć metrów. Odległość od balkonu do ulicy, na której stał dźwig to jakieś dwanaście metrów. Znając twierdzenie Pitagorasa, łatwo już obliczyć minimalną długość ramienia żurawia, niezbędną do przetransportowania szafy. To znaczy jeszcze kilka lat temu na maturze mogłoby paść takie pytanie. Teraz pewnie w poleceniu jest"Pomaluj dźwig".
A i tak pewnie zdarzają się błędne odpowiedzi. No, ale my nie o poziomie edukacji tutaj.
W Korei wszelkie przeprowadzki, czy też na przykład dostawy towaru do firm mieszczących się na wyższych kondygnacjach, odbywają się za pomocą takich właśnie teleskopowych żurawi.
Więcej szczegółów na temat takiej przeprowadzki podaje Ania Sawińska na swoim blogu.
Nikt nie taszczy pianina na pasach po schodach, tylko wjeżdża ono po królewsku przez okno.
Mój przyjaciel w Polsce miał na dziesiątym piętrze w bloku pianino. Nie mieściło się do windy, opcja wnoszenia po schodach też nie była brana pod uwagę, pianino wjechało więc- na windzie, a dokładnie na kabinie windy. Wnieść je tylko trzeba było na pierwsze piętro, specjalnym kluczem otworzyć drzwi do windy, wstawić na "dach" kabiny, która stała na parterze, wjechać na dziewiąte, na dziesiątym otworzyć ponownie drzwi do windy i wytaszczyć pianino. Ile słoni było w lodówce?
No, ale to w Polsce. To racjonalizatorski kraj.
Tutaj wielkogabarytowy element naszej nowej szafy został wmanewrowany miedzy budynkami, prosto pod nasz balkon, gdzie motylim ruchem, po kocu ześlizgnął się do mieszkania.


Sąsiedzi z przeciwka, mili starsi państwo, sekundowali całej operacji i pogratulowali zakupu. Mówili, że młodzi ludzie pozbywają się takich mebli i byli miło zaskoczeni, że białym ludziom się takie coś może podobać.


Jesteśmy w kontakcie z panem ze składu rzeczy różnych, może trafią się jeszcze jakieś skarby.
Musimy tylko rozwiązać kwestię transportu do Europy- wszelkie sugestie mile widziane.

Odnośnie pojawiającej się w tekście nierogacizny- w pierwszym przypadku to cytat, w rodzinie dosyć znany. W drugim obrazowe porównanie, pod oknem jest naprawdę wąsko. Żadna świnia nie ucierpiała podczas tworzenia tego tekstu. Schabowy był wyborny.


6 komentarzy:

  1. Ale pomyslowo i przepiekna szafa. Przesylam pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za pozdrowienia i przesyłamy również, gorące jak lipcowy upał.
      Co rusz widzę przykłady zewnętrznych, do-okiennych dostaw towaru, nie przypuszczałem, że i do nas dotrą z tą racjonalizacją.

      Usuń
  2. Moja przyszła teściowa ma kilka takich mebli, piękne są *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałem Twoje opisy perypetii z USC, jak już przyszła będzie aktualną, to spróbuj wycyganić je w prezencie ;)

      Usuń
    2. Albo przygarnę jakieś, tak jak Wy, jak już się ogarnę i przeprowadzę do Kr ;D

      Usuń
    3. Zabierz suszonych prawdziwków po drodze, bo kimchi jiggae z grzybkami shitake i enoki to jedno, a kapuśniak z kiszonej kapusty(wymienialiśmy zeszłej zimy z Koreańczykami na kimchi właśnie, kisiłem na balkonie) z suszonym borowikiem to drugie ;)

      Usuń