Podczas gdy my w ubiegłym tygodniu bawiliśmy w Singapurze, w otwartym living roomie naszego balijskiego domu zamieszkał nietoperz, który poczuł się w nim, jak u siebie. Z wszystkimi tego konsekwencjami. Szukając tego nieproszonego gościa nieoczekiwanie znaleźliśmy sporego jaszczura bezstresowo łypiącego na nas z sufitu.

Ale najpierw, już pierwszego dnia, spotkaliśmy żabę. Przycupnęła sobie wieczorem w ciemnym zakątku, a potem uroczo skoczyła do oczka wodnego prezentując nam i odziedziczonym wraz z ogrodem czerwono-złotym rybkom perfekcyjny styl klasyczny. Godzinę później poczuliśmy na sobie wzrok małpy-nie małpy, która wygodnie rozsiadła się na murze okalającym nasz (po ższych latarkowych oględzinach małpa okazała się być kotem z niecodziennie zakręconym ogonem). I dobrze. Pierwszego poranka z praniem wniosłam do sypialni upartą modliszkę, którą długo musiałam przekonywać, aby poszła sobie gdzieś indziej. Niejako w standardzie mamy krzykliwe jaszczurki drzewne. Zwykłe jaszczurkowe maleństwa wyskakują z miejsc, w których zwykle w ogóle się ich nie spodziewamy. No i śpiewają zupełnie nieznane nam ptaki.

w tym wszystkim czują się jak w prywatnym zielonym raju. W nocy polują i odkrywają zakątki domu nieznane nawet nam, a całe ciepłe dni przesypiają w klimatyzowanej sypialni. Nie obyło się bez dwóch małych wpadek (jednej do basenu, drugiej do wspomnianego już oczka wodnego), kilku nieudanych polowań na żaby i wielkie barwne motyle oraz odwiedzin ciekawskich kocich sąsiadów.

Jakiś czas temu nie potrafiliśmy odpowiedzieć na pytanie, czy to jeszcze miasto, czy już wieś, ale kiedy w ubiegłym tygodniu spotkaliśmy stadko kur od sąsiada dziobiących z zapałem trawę w naszym gangu (bardzo wąskiej uliczce, przy której mieszkamy), nie mamy już żadnych wątpliwości.