Kiedy w poniedziałek nad ranem wróciliśmy z kilkudniowego wyjazdu do Jakarty i Singapuru, dowiedzieliśmy się, że nie żyje nasz kochany pies. Zupełnie nie potrafimy odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości.

Dziś, dla odmiany, natknęłam się na naszą „pomoc domową” szperającą w moim portfelu. Podobno szukała „mojego ID”, co po pierwsze niczego nie tłumaczy, a po drugie nie zmienia faktu, że tak bardzo zdziwiła się moim widokiem, że wypadły jej monety, które trzymała w dłoni. Została zwolniona w trybie natychmiastowym, ale zanim wyszła, okazało się, że przywłaszczyła sobie też kilka naszych zdjęć i… moich indyjskich bransoletek. Widocznie uznała, że mam ich za dużo. Najgorsze jednak, że nie mogę znaleźć też pierścionka zaręczynowego ani mojej ślubnej biżuterii, więc jeszcze nie wiem, czy po południu nie będzie nas czekała wizyta na policji.

Choć to czasem niełatwe, wierzymy, że istotną i nieodłączną cechą świata jest równowaga i całe to zło, z którym mamy do czynienia teraz, dotyka nas tylko po to, aby potem, w bardziej lub mniej odległej przyszłości, było nam lepiej.

Ale za dużo tego wszystkiego.