Kilka dni temu wszyscy mieszkańcy naszego budynku dostali maila z administracji z przypomnieniem zasad, do przestrzegania których zobowiązani są pracujący tu kierowcy. Przeczytać mogliśmy np., że kierowcy:

– nie powinni oddawać moczu na parkingach,
– nie powinni szwendać się po parkingu,
– przebywając na parkingu powinni być odpowiednio ubrani (niedopuszczalny jest brak koszuli);
– motocykle i inne dwuślady należące do kierowców mogą być zaparkowane w miejscu parkingowym należącym do lokatora pod warunkiem rejestracji takiego pojazdu i wyposażenia go w odpowiednią plakietkę;
– kierowcy wjeżdżający na parking swoim pojazdem mogą korzystać jedynie z rampy po wschodniej stronie budynku, gdzie przy wyjeździe zostaną poddani kontroli przez strażników.

Dzień później pracująca u nas 2 x w tygodniu Evelyn przyszła do nas roztrzęsiona i prawie płacząc tłumaczyła nam swoje spóźnienie koniecznością długiego oczekiwania na „service elevator” , czyli brzydką, wyłożoną sklejką windę, z której powinni korzystać pracownicy budynku, pomoce domowe, nianie i kierowcy lokatorów oraz ewentualne ekipy transportowe czy przeprowadzkowe. Mamy w budynku co prawda jeszcze trzy inne windy, które w przeciwieństwie do „windy roboczej” są eleganckie i szybkie, ale z nich mogą korzystać jedynie lokatorzy. Prowadzi to czasem do tak absurdalnych sytuacji, że kiedy lokator wchodzi do windy, w której akurat jedzie ktoś z obsługi, ten ostatni natychmiast tę windę opuszcza. Albo do takich, w jakiej znalazła się Evelyn, która przed przyjściem do nas w środy i soboty wyprowadza na spacer psa znajomych, u których pracuje na co dzień.

Ale ja jestem z pieskiem… – miała tłumaczyć Evelyn strażnikom w budynku znajomych, bo wspomniani znajomi załatwili wszystko wcześniej tak, aby ich mogła się poruszać windą dla mieszkańców, szczególnie wówczas, kiedy zjeżdża w dół z ich psem, kilkunastoletnim staruszkiem. Ale nic z tego, argument przewozu pieska tym razem nie trafił do nowo zatrudnionego strażnika, więc Evelyn musiała czekać najpierw na zjazd wolną windą w dół, potem w górę, potem jeszcze raz w dół, aby na koniec przemieścić się już w naszym budynku w górę. Windą roboczą oczywiście, na którą ponownie musiała czekać. Na nic się zdały tłumaczenia ani karta do windy z dostępem do naszego piętra, którą jej daliśmy, bo i tak pilnowana przez strażników Evelyn musiała czekać na dole tak długo, aż przyjechała paskudna winda robocza, często zresztą niemiłosiernie zatłoczona. Wspomnieć przy tym należy, że żadna pomoc domowa, niania, kucharka, kierowca, czy ktokolwiek inny pracujący dla lokatorów nie może wejść ani wyjść z budynku wyjściem głównym, bo takich celów służy wyjście na tyłach budynku. A przed opuszczeniem budynku oczywiście każda taka osoba podlega obowiązkowej kontroli, czyli przegląda się wszystkie jej torby i ewentualnie telefonuje na górę, aby potwierdzić, że to, co pracownik ma akurat przy sobie, na pewno zostało wyniesione za przyzwoleniem lokatora.

Nasze budynki nie wyróżniają się szczególnie pod tym względem. Nie tylko u nas, ale w wielu miejscach w Manili, pracownicy zobowiązani są do przestrzegania szeregu specjalnych zasad, począwszy od wspomnianych wyżej kontroli, a skończywszy na zakazie jakichkolwiek kontaktów pomiędzy sobą. Sama instytucja pomocy domowej, niani czy kierowcy to również nic specjalnego, bo standardem jest, że każda choć trochę bardziej zamożna rodzina zatrudnia przynajmniej jedną osobę. A czasem zatrudnia się takich osób więcej i przykładów nie trzeba długo szukać:

– dwie panie do sprzątania zatrudnione u filipińskiej nauczycielki angielskiego (niewielki , mąż kierowca, żona nauczycielka, czwórka dzieci),
– pani do sprzątania i niania zatrudnione przez sąsiadkę z naszego poprzedniego miejsca zamieszkania i mieszkające razem na powierzchni 5 metrów kwadratowych ( ok. 60 metrów kwadratowych, mama prawnik, kilkuletnia córka);
– dwie nianie i pani do sprzątania zatrudnione przez Krzycha znajomego z pracy (duży dom, mąż manager w firmie IT, żona gospodyni domowa, trójka dzieci).

Nikogo to wszystko nie dziwi, bo na takich domowych pracowników stać wielu. W Manili koszt zatrudnienia pomocy domowej stay-in, czyli mieszkającej na co dzień przy rodzinie to średnio kwota rzędu 3-5 tys peso + dach nad głową + wyżywienie; niania, zwykle również stay-in, zarabia zwykle w granicach 6-10 tys.peso; a kierowca 10-12 tys.peso. Nikogo nie dziwi też widok pomocy domowej niosącej za „państwem” torby z zakupami albo siedzącej i zabawiającej dziecko z boku stołu, przy którym „państwo” spożywają kolację w restauracji.

Nas też przestały takie widoki dziwić, ale w takich sytuacjach, jak ta, która przytrafiła się Evelyn, uświadamiamy sobie, że nigdy tak naprawdę do końca nie zrozumiemy tak ostrych podziałów na dwie kategorie ludzi.

Choć czy na pewno są właśnie dwie kategorie? Do dziś pamiętamy sytuację, kiedy naszego pierwszego dnia w Manili na korytarzu ówczesnego budynku zaczepiła nas sympatyczna kobieta, aby na koniec krótkiej wytłumaczyć nam, że „ona tu mieszka w przeciwieństwie do tego mężczyzny w niebieskiej koszuli, który tu tylko sprząta”. Dopiero kilka dni potem okazało się, że napotkana kobieta też sprząta, ale podczas gdy mężczyzna sprząta klatkę schodową, ona sprząta mieszkanie sąsiadów.