– Orientujesz się, gdzie są nasze ciepłe rzeczy? – z delikatnym, ale zauważalnym niepokojem w głosie zapytał Krzych przedwczoraj, kiedy wieczór zapowiadał się chłodniej niż zwykle.
Na bali przyszła zima. No powiedzmy, że jesień. temperatury spadły do drastycznych 24 stopni Celsjusza wieczorem (a w nocy nawet do 22), zatem jak mniemam, w klapkach i szortach chodzą już tylko spragnieni tropików turyści. My, jak na mieszkańców Bali przystało, z zakamarków szaf wyciągnęliśmy bluzy, kurtki i długie spodnie, bez których wieczorna jazda na skuterze wydaje się obecnie być przedsięwzięciem dość karkołomnym, a z pewnością mało przyjemnym. A i wieczór w domu spędza się wówczas zdecydowanie bardziej komfortowo. Wreszcie naszła ochota na ciepłą herbatę i kawę, a klimatyzację można było w ogóle wyłączyć, więc choć solidnie przemarzam dając o świcie śniadanie Charliemu, to cenię sobie nowe (chłodniejsze) warunki egzystencji. Tym bardziej, że w dzień i tak zwykle przygrzewa słońce.
Kiedy nadchodzi popołudnie i robi się chłodniej, po kilku godzinach snu ożywają zwierzaki: koty odpoczywające po całonocnych eskapadach po ogrodzie tudzież dachu domu (to ostatnie to niezwykle atrakcyjna nowość), a Charlie po dawce porannego hasania. My z kolei, mam wrażenie, chodzimy spać z kurami i nie wiem, czy większy wpływ ma na to wieczorna cisza panująca w domu i ogrodzie czy poranne wstawanie.
Z nieco innej (choć nie do końca) beczki: kilka dni temu spodobały mi się kolczyki w sklepie z ubud. Ani tanie, ani drogie. Powiedziałabym, że cenowo przeciętne, ale przecież nie wypadało nie potargować się choć trochę.
– To jaka będzie lokalna cena? – zażartowałam podając kwotę o kilkadziesiąt tysięcy rupii niższą i dodałam po indonezyjsku – „Saya tinggal di Kerobokan” , bo kwestie przedstawiania się i miejsca zamieszkania przerabialiśmy na pierwszej lekcji, więc zdążyłam zapamiętać. Poza tym, moja znajomość bahasa indonesia nie wykracza dużo ponad podstawy, ale zdążyliśmy ustalić, skąd jesteśmy, jak długo na Bali, po co i na co i gdzie pracuje Krzych, a na koniec, ku naszemu zdziwieniu, usłyszeliśmy kwotę niższą o kolejne kilkadziesiąt tysięcy od tej, którą podałam ja. Coś takiego do tej pory mi się nie przytrafiło. Nigdzie.
Takie anomalie.