Z fotografowania kwiatków wyrosłam co prawda lata temu, ale kiedy dostaje się smsa o treści „Widziałaś już królową nocy? Niedługo zakwitnie u znajomego!”, a potem drugiego „To dziś! To dziś! Musisz ją zobaczyć!”, to zwyczajnie nie wypada odmówić, a wręcz trzeba pojechać, aby zobaczyć to cudo. Choćby ze zwykłej ciekawości, o co tyle hałasu.

Królowej nocy daleko jednak do zwykłego kwiatka. Ta pochodząca z Ameryki Środkowej roślina z rodziny kaktusowanych zakwita raz w roku. Tej jednej jedynej nocy wypuszcza wspaniałe białe kwiaty, które tej samej nocy obumierają, aby potem na następne trzeba było czekać… kolejne 12 miesięcy.

Na co dzień to zwykła, ba!, powiedziałabym nawet, że zupełnie nie zwracająca na siebie uwagi, roślina. Wysoka nawet na 6 metrów, nieco niepoukładana, niepokorna, a wręcz sprawiająca wrażenie dzikiej.

Mówi się, że potrafi przystosować się do każdych warunków z wyjątkiem mrozów, może więc miałaby szanse i u mnie – stuprocentowego roślinnego antytalentu…