Zastanawiałam się, czy przygotowywanie tego wpisu ma jakikolwiek sens, bo wrzesień nie był ani najlepszym, ani najciekawszym miesiącem. Padało. Lało. A potem znowu padało. Praktycznie codziennie. Czasem bez przerwy. Do znudzenia. Szaruga plus kolejne rozczarowania. Małe i większe oszustwa. Średnie (?) kradzieże. Kolejne lekcje w temacie relacji międzyludzkich na Filipinach. No i cóż, we wrześniu bywały dni, ba!, tygodnie całe, kiedy w ogóle nie wyściubiałam nosa z domu.
![IMG_2385](https://wazji.pl/wp-content/uploads/2013/10/14/IMG_2385.jpg)
Krzysiek poleciał do Hong Kongu. Powiedzmy, że „biznesowo”, bo raczej w celu załatwienia formalności, niż turystycznym. Ja na pocieszenie dostałam księżycowe ciasteczka.
![IMG_2381](https://wazji.pl/wp-content/uploads/2013/10/14/IMG_2381.jpg)
Kota Misza zapałała nieodzwajemnioną miłością do sulaweskiego bawoła. Próbuje się przytulać, ocierać, a przede wszystkim spędzać w towarzystwie wybrańca jak najwięcej czasu.
![IMG_2374](https://wazji.pl/wp-content/uploads/2013/10/14/IMG_2374.jpg)
Okazało się, że również na Filipinach można zjeść dobry tort. Poniższe bezowe cudo z mango i truskawkami w roli głównej to urodzinowy tort szefa Krzyśka i mam małą nadzieję, że może kiedyś będzie nam dane spróbować go raz jeszcze.
![IMG_2395](https://wazji.pl/wp-content/uploads/2013/10/14/IMG_2395.jpg)
Ale wrzesień miał swoje plusy: nauczył ostrożności i szybko minął.
Aż pewnego dnia wyjrzało słońce. A potem pojechałam do Singapuru. I tyle.
![IMG_2400](https://wazji.pl/wp-content/uploads/2013/10/14/IMG_2400.jpg)