, znane również jako albo po prostu „Festiwal Świateł”, to jedno z najważniejszych świąt w hinduizmie obchodzone na całym świecie. Podczas Deepavali świętuje się triumf dobra nad złem, zwycięstwo światła nad ciemnością i upamiętnia powrót księcia Ramy i jego żony Sity z wygnania.

Chociaż przyjęto się uważać Diwali za jedną konkretną datę, w rzeczywistości święto trwa aż 5 dni, z których każdy ma inne znaczenie. Datę rozpoczęcia festiwalu wyznacza kalendarz hinduski i zwykle wypada ona w październiku lub listopadzie ( w tym roku 11. listopada). Pierwszy dzień to Dhanteras, czyli dzień, w którym w hinduskich domach odmawia się modlitwy się do Lakszmi, Bogini Bogactwa, aby zapewnić sobie i swojej rodzinie szczęście i powodzenie. To dzień, w którym hinduscy biznesmeni rozpoczynają rok finansowy, a wiele osób kupuje na tę okazję nową biżuterię. Następnego dnia w domach zapala się 14 diyas, czyli małych lampek olejnych mających godnie przywitać Boginię.

Trzeci dzień to najważniejsza pora obchodów rozpoczynająca się wczesnym rankiem pudźą w domach i świątyniach. W ramach przygotowań do Diwali dokładnie sprząta się domy wierząc, że Lakszmi najpierw odwiedzi te najczystsze. Tego dnia zapala się gliniane lampki, aby oświetlić Lakszmi drogę, dekoruje domy światełkami do złudzenia przypominającymi nasze choinkowe, zakłada nowe ubrania, a także spędza czas z najbliższymi wymieniając słodycze i upominki. Jest też niezmiernie głośno, bo to właśnie wówczas odpala się wszystkie zakupione wcześniej petardy i fajerwerki mające odstraszyć złe demony.

Czwarty dzień to kolejne wizyty u rodziny i znajomych, a piąty, zwany Bhai Dooj to czas, kiedy siostry zapraszają do domów swoich braci i modlą się w ich intencji.

Deepavali w Malezji to jedno z najważniejszych świąt państwowych obchodzonych w całym kraju. Jednak choć uliczki Little India w Georgetown przystrojono kolorowymi światełkami z napisem „Selamat Hari Deepavali” , a podczas ostatnich dni to właśnie tam tętniło życie miasta, bo okoliczne stragany przyciągały tysiące osób chcących zakupić a to olejne lampki, a to nowe sari albo kolejne słodycze, to z pewnością nie jest ani tu tak nastrojowo, ani tak głośno, jak mogłoby być w Indiach.

Pięknie przystrojony dom hinduski obiecuję zatem sobie zobaczyć w przyszłym roku, a tymczasem musiało wystarczyć mi nacieszenie oczu kolorowymi światełkami i różnymi mniej lub bardziej kiczowatymi ozdóbkami na świątecznych straganach. O cieszeniu uszu nie mogło być mowy, bo z bollywoodzkich hitów zrezygnowano na rzecz największego przebojów ostatnich czasów, czyli Gangnam Style. Smutne to moim zdaniem, ale być może się nie znam.

p.s. całkiem prawdopodobne, że niebawem napiszę jeszcze, jak wyglądają w domach moich indyjskich znajomych:)