To dzień wielkiego sprzątania. Powoli spada poziom wód w rejonach powodziowych, równie powoli wracają do swoich ów. Jest co czyścić i czego szukać, bo zalane wcześniej ulice zmieniły się w rzeki błota albo odkryły śmieci, czyli to wszystko, co uprzednio wypłynęło z domów mieszkańcom zalanych terenów. Poszły w ruch szczotki, szmaty i wiadra z wodą i jeden po drugim odsłaniają się domy, sklepy czy kościoły.

W Marikinie, gdzie dotarłyśmy dzisiaj z Kasią, nadal są miejsca, w których mieszkańcy schronili się na wyższych piętrach i poziom wody nie pozwala im zejść niżej. Ciągle jeszcze na wielu z tamtejszych dróg jedynym bezpiecznym środkiem transportu są wielkie ciężarówki, którym żadna albo przynajmniej prawie żadna nie straszna (korzysta się z nich jak z autostopu – sprawdzone!), ale najlepszym dowodem na to, że życie wraca do normy jest centrum handlowe otwarte zaraz obok uliczki nadal pokrytej wodą i głębokim błotem oraz dobry humor mieszkańców, którzy na nasz widok reagowali zwykle śmiechem i hasłem „It's more fun in ”.

W Malabon, gdzie pojechałyśmy potem, sytuacja wygląda jeszcze lepiej. Na jednej z głównych ulic miasta wiodącej do miejskiego ratusza, woda co prawda ciągle jeszcze sięga prawie kolan, ale nikt się tym specjalnie nie przejmuje, a sama ulica zmieniła się w promenadę i plac zabaw dla . Otwarte są sklepy, banki, działa . Życie wraca do normy.

Bilans:
– 91 osób zabitych podczas 2-tygodniowych ów,
– 300 tys. osób nadal przebywających w schroniskach i centrach pomocy,
– 2,2 mln ludzi i 16 prowincji dotkniętych przez ulewne deszcze,
– 8 mocno zalanych miast i miasteczek,
– szkody szacowane na prawie 168 milionów peso (ok. 4 mln dolarów).