1. Znajdź dobry powód albo przynajmniej pretekst. W naszym przypadku rolę pretekstu doskonale spełniła jutrzejsza mała rocznica, która w tym roku wypada w poniedziałek, co daje idealną okazję do przedłużenia weekendu o przynajmniej jeden dzień. W tej sytuacji można oczywiście domyślić się, że już dobre kilka miesięcy temu wiedzieliśmy, że GDZIEŚ na pewno pojedziemy. Tylko nie wiedzieliśmy, dokąd.

2. Wybierz miejsce. Wybór utrudniał fakt, że miało być z jednej strony spokojnie, słonecznie i wakacyjnie, z drugiej natomiast – kluczowy był dostęp do internetu, bo możliwość pracy zdalnej pozwoliłaby nam wydłużyć weekend o kolejne dni. Marzył nam się powrót do El Nido albo do Pagudpud na północy Luzonu, zatem te dwa miejsca były naszymi zdecydowanymi faworytami, choć ostatecznej decyzji nie potrafiliśmy podjąć.

3. Połącz przyjemne z pożytecznym. Pewnie wygrzewalibyśmy się dzisiaj na słońcu w zupełnie innym miejscu, gdyby nie fakt, że dostałam zamówienie na zdjęcia z… Boracay. Krótka i szybka analiza wszystkich za i przeciw wystarczyła, żeby zdecydować: TAK, JEDZIEMY, tym bardziej, że w przeciwieństwie do czy Pagudpud spełnia kryterium dostępu do w miarę szybkiego internetu.

4. Lataj tanio. Z Boracay jest jeden problem – to najpopularniejsza filipińska miejscówka, co oznacza między innymi, że z reguły chętnych na wyjazd jest duuużo osób i próba zakupu biletów samolotowych na kilka dni przed wyjazdem bywa nierealna. Na szczęście linie Pacific mają praktycznie permanentne promocje i wystarczy regularnie zaglądać na ich stronę, aby trafić na taką ofertę, jaka jest akurat potrzebna. Nam się udało. Znaleźliśmy bilety na lot do Caticlan z Cebu Pacific i powrotne z Philippine Airlines. Klamka zapadła.

5. Poszukaj idealnej miejscówki. Poprzedni, listopadowy pobyt na Boracay nie sprawił, że bezkrytycznie zakochaliśmy się w tej małej wysepce. Zatrzymaliśmy się wówczas przy Boat Station 1 na White Beach w bliskiej odległości od Boat Station 2, czyli miejsca obleganego przez hordy turystów i każde wyjście w tamte okolice budziło w nas najgorsze instynkty. Co więcej, hoteli na Boracay zwykle niewiele mają wspólnego z jakością, więc średnio mieliśmy ochotę na pobyt w którymś z tego typu przybytków. Trzeba było wymyślić coś innego i… znowu jakimś nam cudem się to udało. Znaleźliśmy miejsce dla siebie – małą willę nad samym brzegiem morza z balkonem wychodzącym na plażę i to w jednym z najcichszych zakątków White Beach, bo na krańcach Boat Station 3, czyli miejscu zdecydowanie mniej populanym i co za tym idzie – relatywnie pustym.

6. Ciesz się słońcem, plażą i turkusową wodą. Cieszymy się – od samego rana.

Pozdrawiamy spod krzywej palmy:)