Najgorzej wspominam… wyjazd na , kiedy spakowanie ostatnich rzeczy wydawało się nic nie znaczącą błahostką, a potem tych rzeczy przybywało, zamiast ubywać, skutkiem czego o godz. 5 rano Krzych jechał do sklepu kupić jeszcze jedną walizkę. Było przy tym sporo nerwów, potężne zmęczenie i… nadbagaż. Albo, kiedy zupełnie zgubiliśmy się tracąc orientację w pogrążonym w ciemności Kathmandu naszego pierwszego dnia pobytu w tym mieście i poważnie zwątpiłam, czy będziemy w stanie wrócić do hotelu. Zebrałoby się jeszcze kilka innych tego typu sytuacji, ale na szczęście takie zdarzają się nadzwyczaj sporadycznie, bo uczymy się na błędach i trzymamy się naszych małych zasad.

Co robię, a czego nie robię (albo robimy i nie robimy, kiedy podróżujemy razem), aby uniknąć niepotrzebnych nerwów i nieprzyjemności? To proste:)

1. PRZYGOTOWUJĘ SIĘ. Oglądam dostępne filmy i innych fotografów. Zbieram informacje, czytam dostępne i blogi. Te ostatnie zazwyczaj nieregularnie, najczęściej wtedy, kiedy potrzebna jest mi wiedza z określonej dziedziny i tylko i wyłącznie te, które działają na mnie inspirująco i są kopalnią pomysłów (i dobrych zdjęć), a nie te, których treść sprowadza się do „ja byłem tam i było super” .

2. PLANUJĘ CZAS. Śmieszy mnie nie tyle sytuacja, kiedy to, co ja planuję na miesiąc (i obawiam się, że nie wystarczy mi czasu), chcą zrobić w tydzień (bo rozumiem, że większość osób jest ograniczona choćby ilością dostępnych dni urlopu), ale kiedy wybierając się gdzieś na kilka tygodni słucham „eee, a po co tak długo? przecież tydzień wystarczy!” , „po co, przecież spokojnie można odwiedzić dwa albo trzy miejsca w ciągu jednego dnia” , „że to w ogóle bez sensu” i że „szkoda czasu” . Czy aby na pewno szkoda? Mi nie szkoda.

3. PAKUJĘ SIĘ Z GŁOWĄ. Dziwnym trafem niezależnie od tego, czy wybieram się gdzieś na 4 dni, czy na cały miesiąc (bądź dłużej), potrzebuję dokładnie takiej samej ilość rzeczy: 2-3 t-shirtów, 1-2 koszul, 1 długich spodni, 1 szortów, 1 bluzy z długim rękawem (tylko wtedy, gdy istnieje prawdopodobieństwo zmiany pogody), chusty, stroju kąpielowego, ręcznika szybkoschnącego, cieńkiego prześcieradła, saronga pełniącego funkcję ręcznika na plaży, bielizny, klapek, pełnych butów, okularów przeciwsłonecznych. Do tego jeszcze oczywiście aparat fotograficzny, obiektywy, laptop, telefon, kindle, drukarka (pakowanie tych rzeczy przyprawia mnie zwyczaj o złamanie nerwowe, bo panicznie boje się coś pominąć). I jeszcze maleńka kosmetyczka z najpotrzebniejszymi rzeczami, które w drodze regularnie uzupełniam. No i oczywiście przejściówka do prądu. A kiedy zdarzy się, że czegoś potrzebnego zapomnę, i tak nie ma problemu z kupnem (z wyj. wspomnianego wyżej sprzętu). Założę się zresztą, że to i tak więcej rzeczy, niż zabiera w podróż wielu z Was. Ale też bez trudu przypominam sobie dzień, kiedy wiele lat temu wybraliśmy się samochodem do Chorwacji i nie dość, że nie wystarczyło nam miejsca w torbie, to jeszcze skrzętnie wypełniliśmy przestrzeń bagażnika a to butami trekkingowymi (bo przecież będziemy chodzić po górach), a to butami do biegania (bo przecież biegać też będziemy), a to suszarką (bo pewnie w hotelu nie będzie) i jeszcze dwiema dodatkowymi ciepłymi bluzami (te ostatnie akurat się przydały, kiedy przyszło załamanie pogody i w pobliskich górach na południu Dalmacji spadł… śnieg).

4. DESZCZ MI NIE STRASZNY. Dlatego nie pakuję płaszcza deszczowego ani parasola. Bo niepotrzebnie zabiera miejsce, a kiedy faktycznie się może przydać, zwykle nie ma problemu, aby sobie coś takiego kupić.

5. ZABIERAM MAŁY BAGAŻ. Kupiłam sobie kiedyś piękny, rewelacyjnej jakości plecak, otwierany na podobieństwo walizki. Niezwykle wygodny i… pojemny. W podróż wybrałam się z nim dokładnie 2 razy, bo jakimś cudem, mimo tego, że wydawało mi się, że nie pakuję więcej niż zwykle, zawsze był… pełen. Dźwigałam to moje cacko, aż w końcu powiedziałam sobie „dość” i kupiłam mały, 45 litrowy plecaczek, w który mieszczę się bez problemu, nawet z całym okablowaniem (patrz wyżej, czyli: laptop, telefon, kindle, przenośna drukarka), które zajmują mi znakomitą część takiego bagażu zarówno pod względem pojemności, jak i … wagi.

6. KUPUJĘ BILETY W PROMOCJI. Regularnie sprawdzam dostępne promocje na interesujących mnie kierunkach i tym sposobem udaje mi się kupić takie cudeńka, jak np. bilet na trasie -Kota Kinabalu na Borneo w cenie ok. 100 dol. dla dwóch osób (lot tam i z powrotem). Na Borneo ostatecznie nie mogliśmy polecieć, ale przynajmniej z biletu zakupionego w tak niskiej cenie, nie szkoda było zrezygnować.

7. JESTEM PRZYGOTOWANA NA NIEPOGODĘ. Pamiętam, jak kiedyś wybraliśmy się na Sri Lankę w sierpniu i wszyscy uparcie twierdzili, że będzie padać. Czy padało? Pewnie, że padało! Ale nie całymi dniami i nawet nie codziennie. Czy pojechałabym tam raz jeszcze w tym terminie? Pewnie, że tak, bo pobyt miał niewątpliwy plus w postaci nieobecności turystów, a więc tym samym kontakt z Lankijczykami stał się ższy, co dla mnie jest największym bonusem wyjazdów!

8. NIE ROBIĘ WIELKICH PLANÓW. Noclegi rezerwuję z wyprzedzeniem zwykle tylko wówczas, kiedy przylatuję na miejsce i nie chcę sama szukać pokoju w zupełnie nowym mieście albo kiedy wiem, że turystów może być wielu, a mi zależy na konkretnej lokalizacji (tak zdarza się często w szczycie sezonu). Ale w tym drugim przypadku „rezerwacja z wyprzedzeniem” sprowadza się do telefonu do wybranego hotelu na dzień przed przyjazdem, bo zbyt cenię sobie swobodę, jaka daje samodzielne podróżowanie, żeby na długi czas wiązać się rezerwacjami w hotelach.

9. UCZĘ SIĘ JĘZYKÓW. Zwykle już pierwszego dnia uczę się podstawowych słów w języku danego kraju. Są to choćby takie zwroty typu „dzień dobry”, „dziękuję”, które nieprzerwanie wzbudzają sympatię oraz „bez mięsa”, które ułatwiają mi życie, bo podczas podróży jestem 100% wegetarianką.

10. ROZMAWIAM Z LUDŹMI. Zwykle nie słucham rad podróżujących backpackerów. Paradoksalnie, wszystkie takie historie, jakkolwiek nietuzinkowe nie wydawałyby się w pierwszej chwili, brzmią prawie tak samo, zwykle bazując na wiedzy zaczerpniętej z przewodnika Lonely Planet i niestety nie wnoszą nic nowego. Nowe miejsca wolę odkrywać korzystając z rekomendacji miejscowej ludności. W końcu to oni wiedzą najlepiej, gdzie najsmaczniej zjeść i jakie ciekawe miejsca znajdują się w okolicy i to dzięki takim rozmowom udaje mi się trafić do miejsc, które słynna „biblia backpackerów” pomija. A to na jakieś ciekawe targowisko, a to do wioski obok, a to na festiwal, o którym w przewodniku Lonely Planet zapomniano wspomnieć.

11. W NOCY ŚPIĘ. Z zasady nie podróżuję nocą, chyba, że jest to jedyna dostępna opcja albo wówczas, kiedy podróżuję w towarzystwie. Nocne eskapady w pojedynkę to coś, czego unikam z całym przekonaniem i jest to jedna z zasad, których trzymam się od lat.

12. ZBIERAM WIZYTÓWKI. Po tym, jak się zgubiliśmy z Krzyśkiem w Kathmandu, kiedy pierwszego wieczoru beztrosko poszliśmy na kolacje do jednej z restauracji, a kiedy wyszliśmy dwie godziny później i w naszych głowach szumiało piwo Everest i zorientowaliśmy się, że zupełnie nie wiemy, jak trafić do hotelu, bo w międzyczasie w mieście wyłączono prąd i zapadły iście egipskie ciemności, już zawsze (no dobra, prawie zawsze) mamy ze sobą wizytówkę hotelu. Wtedy trafiliśmy z powrotem tylko dlatego, że przypomniało nam się, że nieopatrznie mieliśmy przy sobie klucz z nazwą hotelu.

13. WOLĘ KARTY NIŻ GOTÓWKĘ. Pieniądze trzymam w bezpiecznym miejscu. W przypadku gotówki, dzielę całość przynajmniej na dwie części (albo mam je przy sobie, e bezpiecznych, wewnętrzych kieszeniach i innych schowkach albo zostają ukryte w mało oczywistych miejscach w ramach mojego bagażu. Bądź tez po prostu w hotelowym sejfie. Ale gotówkę mam przy sobie tylko wówczas, jeśli wymaga tego sytuacja, bo o wiele łatwiej jest korzystać z kart, nawet jeśli wymaga to ode mnie płacenia prowizji za korzystanie z bankomatów.

14. JESTEM CZĘŚCIĄ RODZINY. Oprócz obrączki na palcu mam jeszcze zdjęcie męża i sporo opowieści o życiu rodzinnym. Kiedy wymaga tego sytuacja, mam też zdjęcie dziecka, bo to jeszcze bardziej mnie uwiarygadnia i wzbudza sympatię (a może nawet empatię?) Nie zrozumcie mnie źle, to nie tak, że obcym ludziom opowiadam bajki, ma to jedynie pomóc na niechciane, czasami niekoniecznie bezpieczne, znajomości. Choć od razu napomknę, że niestety nie działa w każdym przypadku.

15. LUBIĘ CHUSTY. Wspomniana chusta, która jest jednym z najważniejszych elementów mojego bagażu to podstawa. Pełni rolę chusty na głowę, kiedy sytuacja wymaga, żeby ją założyć bądź też dla ochrony przed słońcem. Pełni rolę szala, na wypadek, gdyby słońce usiłowało spalić mi kark. Albo rolę spódnicy, kiedy jestem akurat w szortach, a bynajmniej być w nich nie powinnam. Przydaje się na plaży, w mieście, w świątyni. Wszędzie. I nie wyobrażam sobie bez niej podróży.

16. PYTAM O ZGODĘ. Nigdy, przenigdy, nie robię zdjęć ludziom bez ich wyraźnej zgody, choćby takiej w postaci porozumiewawczego skinięcia głową albo zachęcającego uśmiechu. Paradoksalnie ludzie rzadko odmawiają. Przynajmniej w Azji, bo z Polsce bywa z tym różnie… Od zasady pytania o zgodę odchodzę tylko wówczas, kiedy dany człowiek jest częścią większego planu albo wówczas, kiedy fotografuję jakąś imprezę, w której ta osoba bierze udział i w którą niejako wpisane są zdjęcia, bądź też kiedy postać danej osoby ma dodać nieco dynamiki czy życia danej scenie (ale wówczas postać takiego człowieka stanowi jedynie mały procent zdjęcia). Zwykle więc pytam, bo i sama nie lubię być fotografowana znienacka i nie przemawiają do mnie historie o „autentyczności sytuacji”. Dlatego, że fotografowanie bez uprzedniej zgody nie tylko wprost proporcjonalnie zwiększa możliwość znalezienia się w nieprzyjemnej sytuacji, ale również dlatego, że uważam, że jest to wyrazem szacunku do fotografowanego człowieka.

To tylko 16 moich małych spostrzeżeń, częściowo zainspirowanych infografiką, z którą miałam okazję się zetknąć, a w której znalazło się aż 80 różnego rodzaju porad dotyczących podróżowania. Nie z każdej skorzystałabym, więc tym bardziej ciekawa jestem, które z nich uważacie za idealne i nadzwyczaj celne, które za dobre, a które zupełnie pominęlibyście w przygotowaniach do swoich podróży? Zerknijcie i sami oceńcie. No i najważniejsze: podzielicie się swoimi radami?

80 sposobów

Artykuł powstał we współpracy z serwisem: CupoNation.pl