Do podjęcia decyzji o wyjeździe do Chin wystarczyła Jej zaledwie jedna rozmowa telefoniczna. Od dziesięciu miesięcy zmaga się z chińską rzeczywistością, próbuje chińskich specjałów, stara się wsiąknąć w chińską kulturę i duuużo podróżuje. O swojej niecodziennej codzienności w Państwie Środka opowiada Ola Świstow, znana jako Pojechana.

Ola, jak idzie nauka chińskiego? Potrafisz już coś powiedzieć?

Potrafię się w dość prymitywny sposób dogadać w kwestii podstawowych codziennych potrzeb (czyli zrobić zakupy, zapytać o drogę, itd.), zaspokoić pierwszy stopień chińskiej ciekawości (niezmiennie: skąd jestem, ile mam lat, czy mam męża ew. dzieci), napisać „Polska” na pocztówce i znaleźć „kurczak” czy „baranina” w menu. O sensie istnienia i polityce po chińsku raczej nigdy sobie nie pogadam.

Pojechana_Chiny_Ruchtozdrowie_SONY DSCIle to już miesięcy w Chinach?

Za chwilę minie 10 miesięcy, od kiedy postawiliśmy swoje białe stopy na chińskiej ziemi. Szczerze mówiąc, sama nie wiem, kiedy to minęło. Pamiętam swój lęk, że rok to tak długo… tymczasem rok zaraz minie, a ja wciąż mam niedosyt, wciąż czuję, że jesteśmy tu jeszcze za krótko.

Doskonale pamiętam moment, kiedy na Twoim blogu przeczytałam, że już niebawem przeprowadzka! Łatwo było podjąć taką decyzję?

Zaskakująco łatwo. Właściwie decyzja o wyjeździe została podjęta podczas jednej, kilku minutowej rozmowy telefonicznej. Od jakiegoś czasu przymierzaliśmy się do wyjazdu do Australii – studiowaliśmy zasady przyznawania wiz, rozglądaliśmy się po rynku pracy, szlifowaliśmy angielski. A tu nagle podane na tacy – no jak mogliśmy „nie wziąć”?

Pojechana_Chiny_SONY DSCPrzypomnij, skąd w ogóle ten pomysł?

Mieliśmy pomysł, żeby wyjechać na kilka lat z Europy. Mój chłopak Tomek chciał pracować w swoim zawodzie (inżynier konstruktor w branży samochodowej), ja marzyłam, by wreszcie zająć się tym co najbardziej kocham – pisaniem. Obydwoje chcieliśmy podróżować (i tu najbliższa naszym sercom była Azja). Chiny nie były naszym pomysłem, los (możemy go nazwać również „pracodawcą”) zdecydował, że to będzie akurat ten kierunek.

Łatwo przygotować się do rocznego wyjazdu? O czym musieliście pamiętać?

Nie mieliśmy zbyt dużo czasu i to jest chyba dobre rozwiązanie, bo niezależnie od tego, czy to są 2 tygodnie czy 2 miesiące, to i tak wciąż ma się wrażenie, że coś jeszcze jest do zrobienia. Najwięcej czasu poświęciliśmy chyba na pożegnania z bliskimi (i to była zdecydowanie najprzyjemniejsza część przygotowań), w międzyczasie (między jedną, a drugą imprezą) pakowaliśmy swoje rzeczy (to naprawdę bardzo trudny proces decyzyjny, gdy trzeba cały swój świat zmieścić w walizce), wynajmowaliśmy mieszkanie, szczepiliśmy się, segregowaliśmy dokumenty (by później nawigować rodziców, na których podczas naszej nieobecności spadł wątpliwy przywilej załatwiania jakiś urzędowych spraw w Polsce), łataliśmy zęby i czytaliśmy o Chinach, by jak najwięcej rozumieć z rzeczywistości, która miała nas wkrótce otoczyć.

Pojechana_Shanghay_SONY DSC Wspominałaś, że ostatnie dni w Polsce były trochę jak jazda bez trzymanki, a jak minęły pierwsze dni w Chinach?

Nasz pobyt w Chinach zaczął się od 2 tygodniowych wakacji w Szanghaju: dobry hotel w centrum miasta, bagietka z serem na śniadanie, anglojęzyczni sprzedawcy w sklepach, mieszkańcy przyzwyczajeni do obecności białych itd. Szok kulturowy uderzył w nas z całym impetem dopiero, gdy przyjechaliśmy do Shenzhen (gdzie do tej pory mieszkamy). Nagle okazało się, że nie jesteśmy w stanie załatwić najprostszych spraw, obsługa hotelu chowała się przed nami za ladą, gdyż nikt nie mówił po angielsku, półki w sklepach uginały się od nieznanych nam produktów, taksówkarze nie rozumieli, gdzie chcemy jechać, nie potrafiliśmy odczytać rozkładu autobusów, a kelnerzy w restauracjach przynosili nam przeróżne dania, ale nigdy nie to, co myśleliśmy, że zamawiamy. To były trudne początki. Pełne zabawnych sytuacji, ale i znużenia nieustającym siłowaniem się z nową, zupełnie niezrozumiałą rzeczywistością. Bariera językowa okazała się grubym murem – dużo grubszym niż się spodziewaliśmy. Do tego ogromne odległości (na drugi koniec Shenzhen jest od nas ok. 80 km), zupełnie inna kuchnia i różnice kulturowe, wpływ których na codzienność bywał irytujący, np. zupełny brak pojęcia prywatności. Przez 3 miesiące naszej „hotelowej ery” (zanim wynajęliśmy mieszkanie) nie udało nam się wytłumaczyć obsłudze, że znaczek „nie przeszkadzać” świecący się przy drzwiach (po chińsku, żeby nie było!) oznacza dokładnie to, co jest na nim napisane. Sprzątaczki notorycznie wchodziły do pokoju, gdy byłam pod prysznicem albo w bieliźnie, zupełnie nie odczuwając niezręczności sytuacji. I o ile jedno takie wydarzenie nie zapadłoby nawet w pamięć, tak 3 miesiące tego typu incydentów potrafi bardzo zmęczyć. Do tego wylądowaliśmy w pustym plażowym kurorcie poza sezonem i o ile teraz bardzo doceniam urok tego miejsca i za nic w świecie nie przeprowadziłabym się do centrum Shenzhen, tak wtedy wydawało mi się, że mieszkamy na końcu świata.

Pojechana_Chiny_SONY DSCCzyli Chiny to nie była jednak Twoja miłość od pierwszego wejrzenia?

Moją miłością od pierwszego wejrzenia jest Tajlandia, Tajwan czy Filipiny (wychodzi na to, że jestem strasznie kochliwa). Miłością romantyczną, pełną uniesień, z zachodami księżyca i spacerami po plaży, ale kraje te pokazały mi wyłącznie swoje najpiękniejsze oblicze, podarta halka mignęła mi gdzieś tylko szybko przed oczami, nie podeszłam wystarczająco blisko, by dojrzeć zmarszczki zmęczenia na ich twarzach. Chiny poznaję od środka, od zaplecza- czasem brudnego od spraw, których ślad nie łatwo zmyć, innym razem niedostępnie pięknego. Chiny to taki kochanek, który nas fascynuje, ale wiemy, że nie moglibyśmy spędzić z nim całego życia, gdyż za mało go rozumiemy i nie we wszystkim się z nim zgadzamy. Idziemy jednak z nim na kolejną randkę, gdyż fascynuje nas swoją odmiennością, ukrytym w warstwach niedomówień pięknem, mistycyzmem, barwną przeszłością i zupełnie innym niż nasze spojrzeniem na świat. Lecz nawet, gdy zdradzi nam swoje tajemnice, nie potrafimy mu zaufać i nie wiemy, co o nim myśleć. Im więcej o nim wiemy, tym mniej go rozumiemy.

Z czym najtrudniej przyszło się oswoić?

Hmm… z chińskimi manierami. Właściwie to dalej nie przywykłam do odgłosów siorbania i bekania przy stole, do charchania i plucia pod nogi, do jedzenia z otwartymi ustami, palenia papierosów w restauracjach czy środkach komunikacji publicznej (mimo zakazów), do przepychania się łokciami. Niby w Shenzhen i tak mieszkańcy mają więcej (niż w innych częściach Chin), nazwijmy to ogłady, ale to właśnie na „własnym” podwórku takie zachowania przeszkadzają najbardziej. Podczas podróży moja tolerancja znacznie rośnie.

Pojechana_LatowShenzen_SONY DSCA poza tym fajnie żyje się w Shenzhen? Dużo macie polskich znajomych?

Z punktu widzenia turysty w Shenzhen „nic nie ma”. To sztuczny twór ekonomicznego rozwoju Chin. Jako miejsce na chwilowy sprawdza się idealnie, szczególnie dzielnica, w której mieszkamy – Dameisha, położona nad brzegiem Morza Południowochińskiego, z 2 km piaszczystą plażą, która sprawia, że czujemy się tu jak na wiecznych wakacjach. Mamy tu fantastyczny klimat (zima trwała około miesiąca i nie zarejestrowałam temperatur poniżej + 10 stopni Celsjusza), góry, sklepy, w których możemy ugasić swoje małe europejskie tęsknoty spożywcze i Hongkong „za płotem”. Shenzhen to również doskonała baza wypadowa do innych części Chin (szybka kolej, lotnisko) i krajów Azji (bliskość lotniska w Hongkongu).
Mamy w Shenzhen garstkę polskich znajomych, ale nie ograniczamy kontaktów towarzyskich tylko do ludzi z Polski. Dobrze czujemy się w multikulturowym sosie.

Planowałaś „wsiąknąć w odmienną kulturę, obserwować ją od środka, zawiązać prawdziwe przyjaźnie i spróbować znaleźć sobie własne miejsce w zupełnie odmiennym środowisku.” Udało się?

Trudne to wsiąkanie, gdy kultura taka „obco odporna”. Nie spodziewałam się szczerze mówiąc, że będę się aż tak odbijać od ściany różnic kulturowych. Chińczycy niby są bardzo mili, uśmiechnięci i pomocni, ale zawsze na dystans. Nie jest łatwo nawiązać z nimi przyjaźni, przebić się przez zasłonę uprzejmego „small talku”. Mamy oczywiście chińskich znajomych, sąsiadów itd., ale to nie są (i niestety raczej nie będą) przyjaźnie.

Pojechana_Yangshuo_SONY DSCPodróżujecie całkiem sporo. Co mieliście okazję zobaczyć do tej pory?

Wciąż za mało! W Chinach byliśmy między innymi w Szanghaju, Hangzhou (nad słynnym West Lake), Hongkongu, Makau, Kantonie i Yangshuo. Widzieliśmy Smoczego Grzbietu, mogoty w dorzeczu rzeki Li, „lewitujące góry” w Zhangjiajie i czerwone formy skalne Danxia. Udało nam się wyskoczyć na Sylwestra do Bangkoku, spędziliśmy też urlop na Filipinach i drugi na Tajwanie. Zimą planujemy zobaczyć fragment Australii, po głowie chodzą też , Kambodża, Wietnam i Birma. Oj za mało tego czasu, za mało.

Pojechana_MalyWielkiMurSONY DSCA co z Wielkim Murem? Wybieracie się?

Gdzie my się nie wybieramy! Oczywiście chcielibyśmy zobaczyć Wielki Mur i Pekin, ale tak się składa, że bliżej mamy do… Manili chociażby. Plan jest (jesień), jak będzie z jego realizacją, to się jeszcze okaże. Na razie, jak prawdziwi Chińczycy, zadowoliliśmy się jego miniaturą stojącą w Shenzhen ;-)

Już drugi raz napomykasz o Filipinach, zapytam więc jakie wrażenia macie po wizycie w tym kraju?

Filipiny nas zachwyciły. Byliśmy głównie na Palawanie, Busuandze i okolicznych małych wysepkach – piękno, cisza, spokój. Nie obyło się bez mniej chcianych przygód, takich jak wywrotka na skuterze, poparzenia przez meduzy podczas nurkowania, awaria łodzi na środku morza czy… szczur w łóżku, ale wszelkie niedogodności nadrabiał , uprzejmość napotkanych ludzi i… smak mango. Jak to nie wystarczało, to z pomocą przychodził jeszcze melonowy rum ;-) Oczywiście mamy świadomość, że Filipiny to nie raj, ale po dwutygodniowych wakacjach nawet nie udajemy, że rozumiemy lokalne problemy i bardzo Wam zazdrościmy tych Filipin na co dzień!

My na co dzień mamy Filipiny w nieco innym wydaniu, ale faktycznie bliskość rajskich zakątków jest niezapczeczalnym bonusem naszej przeprowadzki;) A wracając do Chin, co to te słynne stuletnie jaja? To jedyne chińskie „dziwactwo” (z naszej europejskiej perspektywy rzecz jasna;)?

Jak na chińskie możliwości, to jeszcze żadne dziwactwo. Jajka zamyka się szczelnie na okres około 100 dni (nie lat) w blaszanym naczyniu wypełnionym mieszanką gliny, niegaszonego wapna, herbaty, łusek ryżowych, soli i wody. Zachodzi w nim proces gaszenia wapna i tworzy się twarda skorupa, która zabezpiecza jajko przed zepsuciem. Białko robi się galaretowato- przezroczysto- brązowe, a żółtko czarno-zielone. Tak przygotowane jajka podaje się na zimno z sosem sojowym, octem winnym lub imbirem. Nie brzmi to zachęcająco, ale stuletnie jaja są naprawdę smaczne i bardzo zwyczajne przy innych chińskich „specjałach”, których spróbować nie miałam nigdy odwagi, takich jak sfermentowane tofu (śmierdzące zgniłym mięsem), zupa z ptasich gniazd, kurze łapki (jedzone tak powszechnie jak w Europie na przykład chipsy), suszone szczury, jądra kurczaka, kocie czy psie mięso. Człowiek to takie śmieszne stworzenie – pamiętam jaką ulgę poczułam, gdy usłyszałam, że to sto dni, a nie sto lat – od razu danie wydało mi się mniej obrzydliwe i bez wahania spróbowałam. A przecież jak na jajka to wciąż nieprzyzwoicie długo!

Pojechana_XiaLongBao_SONY DSCA ogólnie kuchnia chińska jest ok? Udało się Tobie przestawić nawyki żywieniowe na chińszczyznę? Co polecisz komuś, kto próbował jej jedynie w wydaniu polskim?

Przede wszystkim „kuchnia chińska” to bardzo szerokie pojęcie. To tak jakby powiedzieć „kuchnia europejska”. Każda prowincja czy region gotuje inaczej i co innego. Owszem, są cechy wspólne, jak na przykład mały udział nabiału i popularność ryżu, czy brak piekarników w wyposażeniu kuchni, ale to są kwestie wspólne dla większości krajów Azji, nie tylko Chin. W niektórych regionach je się głównie baraninę, w innych drób, na stołach w pewnych częściach kraju częściej gości ręcznie robiony makaron niż ryż, wielu Chińczyków nigdy nie tknęłoby psiego mięsa. Jest więc w Chinach kuchnia kantońska, znana z tego, że na talerzu ląduje „wszystko co ma cztery nogi, a nie jest stołem, wszystko co lata, a nie jest samolotem i wszystko co pływa, a nie jest statkiem”, bardzo ostra i tłusta kuchnia syczuańska czy przypominająca bardziej turecką kuchnia ujgurska.

Dzięki tej różnorodności, myślę, że każdy znajdzie w Chinach coś dla siebie – kwestia tylko, jak długie będą to poszukiwania. My jadamy głównie w domu, po pierwsze, bo lubię gotować, po drugie, bo w Chinach są dość powszechnie stosowane chemiczne ulepszacze smaku i przyspieszacze gotowania, co nie jest problemem podczas chwilowej wizyty, jednak mieszkając gdzieś przez kilka miesięcy, warto zwracać uwagę na to, co się je. Samodzielne gotowanie jest za to czystą przyjemnością w kraju, gdzie jest tak ogromny wybór warzyw, przypraw i owoców morza. Gotuję zdecydowanie azjatycko, niekoniecznie chińsko. Często na naszym stole goszczą wariacje na temat kuchni tajskiej lub indyjskiej, produkty do przygotowania których są w Shenzhen stosunkowo łatwo dostępne. Jeśli jemy „na mieście”, to wybieramy chyba najczęściej restauracje koreańskie (z grillem) albo japońskie (kochamy sushi).

Co do polskiego „chińczyka”, to jest to z reguły przystosowana do europejskiego podniebienia i produktów, mieszanina różnych kuchni (często na bazie wietnamskiej) mająca naprawdę niewiele wspólnego z tym, co podawane jest w Chinach. Prawdziwie chiński przysmak, który koniecznie trzeba spróbować odwiedzając Państwo Środka (lub dobrą chińską restaurację w Europie) to Xiao Long Bao (pierogo-bułeczki z nadzieniem mięsno-warzywnym przygotowywane na parze w bambusowych pojemnikach) – absolutnie przepyszne!

Największa chińska przygoda?

Tu każdy dzień jest przygodą! Na początku mieliśmy mnóstwo zabawnych sytuacji w wyniku komunikacyjnych omyłek, uliczne kalambury i rebusy weszły nam w krew. Jednak moją największą przygodą była 17-to godzinna podróż tradycyjnych chińskim pociągiem. Bardzo wyczerpująca, pełna folkloru, absurdów i ciekawych refleksji (również na temat siebie samej). Ale to zapraszam na swojego bloga ;-)

Pojechana _Chiny_SONY DSCJak na Ciebie, ładną jasnowłosą Europejkę reagują Chińczycy? „Inność” na co dzień przeszkadza, czy ułatwia życie?

Jak na mnie reagują? Jak na gwiazdę filmową! ;-) Gapią się, chichoczą na mój widok, wytykają palcami i robią zdjęcia. O ile odpowiadanie każdemu mijanemu Chińczykowi (a jest ich wszak dużo) „heloł” bywa nużące, tak bycie wciąż na świeczniku nie przysporzyło mi jak dotąd żadnych nieprzyjemności, a wiele razy okazało się pomocne. Muszę również przyznać, że dzięki temu, że zawsze wszystkie oczy skierowane są na mnie, czuję się bardzo bezpiecznie, nawet sama w nieznanym miejscu.

Łatwo się dogadać z Chińczykiem? Jest szansa na porozumienie bez znajomości chińskiego?

Zdecydowanie nie jest łatwo. Czytanie mowy ciała i wnioskowanie z kontekstu to ich słaby punkt. Nawet z podstawami chińskiego bywa ciężko, a bo tony zmieniające znaczenie sylab (chiński to swoista sylabowa układanka), a bo inny dialekt. Na ratunek przychodzi tłumacz na smartfonie, a w sytuacjach awaryjnych „telefon do przyjaciela” – mówiącego po chińsku rzecz jasna. W dużych miastach coraz więcej młodych ludzi mówi po angielsku, ale wciąż na tyle mało, że każda taka znajomość to dla obcokrajowca prawdziwy skarb.

Co wypada, a czego nie wypada robić w Chinach?

Jak w każdej kulturze, w Chinach jest kilka zasad, których należy przestrzegać, żeby nie narazić się na śmieszność lub nikogo nie obrazić. Na umówione spotkanie przychodzimy zawsze punktualnie. Nie podajemy pierwsi ręki na przywitanie – ten zwyczaj nie jest w Chinach raczej praktykowany. Ponadto, wchodząc do czyjegoś domu zdejmujemy buty i zakładamy podane nam kapcie. Nigdy nie odmawiamy, jeśli jesteśmy częstowani jedzeniem lub herbatą, która czasem jest po prostu gorącą wodą. W restauracji wszystkie dania są wspólne i zamawia je gospodarz spotkania, źle widziane jest samodzielne domawianie potraw – takim zachowaniem sugerujemy skąpstwo gospodarza. Nie bawimy się pałeczkami i nigdy nie wbijamy ich pionowo w ryż – Chińczykom kojarzy się to ze zwyczajami pogrzebowymi stawiania kadzideł i jest uważane za zły znak.

Gdy spojrzymy na zachowanie Chińczyków, możemy czasem dojść do wniosku, że te zasady to bzdura. Pamiętajmy jednak, że oni są u siebie, a my cały czas „na świeczniku”.

Pojechana_Zhujiajlo_SONY DSCJakie wartości wyznawane są na co dzień?

Wciąż bardzo silne jest oddziaływanie konfucjanizmu – przywiązanie do rodziny, szacunek dla starszych, przestrzeganie obowiązków wynikających z hierarchii społecznej i podporządkowanie się odgórnie przyjętym regułom, a więc posłuszeństwo i lojalność wobec państwa, które działa (takie jest przekonanie) dla dobra społeczeństwa.

Jednocześnie rozkwita kult pieniądza, a mistycyzm miesza się z nowoczesnością – nowy samochód kupowany jest w dniu wyznaczonym przez kalendarz księżycowy, a przed ważną inwestycją zaciąga się porady wróżbity. Chiński system wartości pełen jest sprzeczności, jak całe Chiny- wszak to Konfucjusz twierdził, że świat pełen jest przeciwieństw, które jednak pozostają w harmonii, współgrają ze sobą i wzajemnie się uzupełniają.

Pojechana_TarasyRyzowe_SONY DSCA standard życia? Istnieje coś takiego jak chińska klasa średnia?

Około 42 procent populacji Chin (ponad pół miliarda ludzi) żyje za mniej niż 2 dolary dziennie (większość z nich to mieszkańcy wsi). Jednocześnie w 2011 roku (a tendencje są mocno wzrostowe) w Chinach żyło 875 tysięcy multimilionerów i 55 tysięcy miliarderów (majątek szacowany w juanach). Jak w każdym państwie rozwijającym się, przepaść między bogatymi i biednymi cały czas rośnie, rosną jednak też szeregi chińskiej klasy średniej. Młodzi, wykształceni, mieszkający w wielkich miastach, pracujący umysłowo w wymiarze godzin coraz bardziej przypominającym model europejski, uczący się (powoli) języków, podróżujący (!), których stać na mieszkania, samochody i ubrania zachodnich marek. Grupa ta, nieistniejąca jeszcze w 1970 roku, rośnie od końca „epoki ” w bardzo szybkim tempie. Liczb nie będę podawać, gdyż bardzo się różnią w zależności od przyjętej definicji grupy.

Pojechana_Chiny_SONY DSCCzyli konsumpcjonizm i w Chinach zatacza swoje kręgi… Idąc dalej: co uważa się tam za dobra luksusowe?

Półki chińskich sklepów uginają się od dobrodziejstw, ulice pękają w szwach od natłoku sklepów, a konsumpcjonizm szczerzy w szerokim uśmiechu swoje złote zęby. Pierwsze pokolenie Chińczyków, które stać na więcej niż potrzebuje, kompletnie oszalało na punkcie zakupów, urastających do rangi narodowego sportu. Władza podsyca potrzebę posiadania tłumacząc, że dzisiejszy patriotyzm polega na… kupowaniu krajowych produktów. Te, z reguły niskiej jakości, szybko się niszczą i trzeba je zastąpić kolejnymi- dość ordynarny przepis na napędzanie gospodarki, co nie? Ale jak widać skuteczny.

Chińczycy zatracili się w zakupach, zapytani o atrakcje danego miasta nie wskażą muzeum lub wystawy, tylko podadzą bez zająknięcia adres najlepszego centrum handlowego. Jednak rosnąca w siłę klasa średnia i najbogatsi zwracają już uwagę na jakość, a przede wszystkim na markę. Po ulicach Shenzhen suną Jaguary, Lexusy, Porsche i Ferrari, a najmodniejsze handlowe ulice pełne są sklepów najdroższych światowych marek.

Pojechana_Chiny2_SONY DSCW jakim stopniu dzisiejsze Chiny są krajem komunistycznym?

Gdybym nie pytała, nie czytała, nie drążyła, a opinię opierała wyłącznie na swojej codzienności w Shenzhen, to powiedziałabym, że chiński komunizm to jakaś bajka dla niegrzecznych dzieci. No dobra – cenzura Internetu, ale dla „chcącego” obejście blokady nie jest specjalnie skomplikowane. Biurokracja – jestem Polką, wiem co to biurokracja. Sklepy pękają w szwach, uśmiechnięci policjanci wskazują drogę. Chinom bardzo zależy na dobrej opinii na Zachodzie, dlatego skrzętnie ten swój komunizm przed nim chowa. Ale od chińskich znajomych słyszę, że meldując się w nowym mieszkaniu lepiej jak podam, że jestem panią domu niż dziennikarzem, bo zawód ten może wzbudzić podejrzenia władz. Słyszę również, że policja zupełnie inaczej traktuje białych niż „swoich” i że ci „swoi” spotkań z policją nie lubią. Że na wyjazd do Hongkongu potrzebują specjalnego pozwolenia, a mieszkania się dzierżawi na 70 lat, nie kupuje, że i władze mogą w każdej chwili zabrać rolnikom ich ziemię. O braku opieki socjalnej i ubezpieczeń, o przymusowym usuwaniu kolejnej ciąży (w dużej części Chin wciąż obowiązuje rygorystyczna polityka jednego dziecka) lub sterylizacji kobiet. Słyszę o tym wszystkim, ale nie widzę. Ja widzę uśmiechniętego policjanta i pełne półki. Z czasem zaczynam jednak dostrzegać, jaki wpływ wywarł chiński ustrój na swoje społeczeństwo, widzę ludzi odgórnie zaprogramowanych: na pracę, konsumpcjonizm i nienawiść do Japonii, ze zduszonym indywidualizmem i zmiażdżoną w zarodku ciekawością świata. Po wizycie na Tajwanie, który komunizmowi się oparł, kwestie te stały się dla mnie dużo bardziej wyraźne.

No właśnie, a jak tak naprawdę jest z tym Internetem w Chinach? Co jest zablokowane, a co działa bez problemu? Facebook podobno definitywnie zakazany i niedostępny, ale jednak, jak widać i jak sama napomykasz, takie blokady da się obejść.

Internet w Chinach podlega ostrej cenzurze: blokowane są treści politycznie wrażliwe, informacje o wydarzeniach mogących naruszyć autorytet partii rządzącej, niewygodne fakty historyczne, nieprzychylne Chinom relacje prasowe, witryny aktywizmu politycznego, komentarze na przekór linii partii, witryny wymiany wolnej myśli (blogi, mikroblogi, sieci społecznościowe), strony religijne i pornografia. Zablokowane są więc platformy blogerskie takie jak WordPress czy Blogger, zablokowany jest Twitter, Facebook i Youtube. Z Internetu w Chinach nie dowiemy się, kto to jest Dalai Lama VI, co Wikipedia pisze o masakrze na Placu Tiananmen, ani że istnieje taki kraj jak Tajwan.

Blokadę można obejść (co codziennie czynimy) łącząc się przez VPN (Virtual Private Network), co wymaga niewielkiego nakładu finansowego i bywa czasem uciążliwe, nie jest jednak jakąś przeszkodą nie do ominięcia. Większość obywateli Chin jednak z tej możliwości nie korzysta. gdyż nie wie o niej lub (co gorsza) nie czuje takie potrzeby. Komunistyczny rząd oduczył ich szukania, dociekania na własną rękę, oduczył ich ciekawości świata.

Pojechana_Chiny_SONY DSCCzy zgodziłabyś się ze stwierdzeniem, że obraz Chin w zachodnich mediach jest jednowymiarowy i krzywdzący dla Państwa Środka?

To problem dzisiejszych mediów w ogóle, że wszystko jest w nich czarne albo białe, najlepiej dobre albo złe (ze wskazaniem na złe rzecz jasna). Tymczasem każdy wniosek, wysnuty dla kraju o wielkości kontynentu będzie nie do końca i nie wszędzie prawdziwy. Prawda o Chinach nie jest jedna i oczywista. Jak bardzo przejaskrawione są jedne, a zatarte drugie prawdy obserwuję czytając pytania, które spływają na mojego blogowego maila. Na hasło „Chiny” w naszych głowach uruchamiają się schematy takie jak: komunizm (ten w wydaniu „tylko ocet na półkach”), za miskę ryżu, rolnicy w bambusowych spiczastych kapeluszach. A ja na ulicach mijam eleganckie Chinki w najnowszych ciuchach od Prady, a chiński pisarz zdobywa Literacką Nagrodę Nobla. Aż dziw, że zachodnia prasa nie wyszperała od razu jakiś niewygodnych doniesień na temat Mo Yan'a, bo do informacji o uruchomieniu najdłuższej na świecie trasy szybkiej kolei (Kanton – Pekin z prędkością ponad 300 km/h) dołączono notkę o „przetargowych niejasnościach”.

No to jakie są właściwie te współczesne Chiny?

Wielowymiarowe, bardzo zróżnicowane i pełne sprzeczności, trudne do zdefiniowania i jednoznacznej oceny, bo w ciągłym ruchu, okresie szybkiego rozwoju, przemian i transformacji.

Pojechana_Dameisha_SONY DSCCzujesz się tam już jak w domu?

Póki jestem w domu – owszem, gdy tylko wystawię nos za drzwi – już nie ;-) Żeby poczuć się w Chinach jak w domu, musielibyśmy przede wszystkim zdecydować, że to będzie nasz dom i nauczyć się języka. Dla nas to tylko przystanek, nie zapuszczamy tu korzeni. Ale kiedy wracamy do Shenzhen z podróży, to wracamy „do domu” właśnie, wracamy i… dalej czujemy się jak na wakacjach.

Jak znaleźć mieszkanie w Chinach?

Wynajmem mieszkań zajmują się agencje nieruchomości – w miastach jest ich mnóstwo, przeważnie każdy oddział oferuje lokale w swojej najbliższej okolicy. Jeśli mamy na oku konkretne osiedle, możemy poprosić o przedstawienie oferty jego zarząd. Opłata za pośrednictwo to z reguły połowa miesięcznego czynszu. Ogłoszeń można też szukać w Internecie. Mieszkanie należy przed podpisaniem umowy dokładnie obejrzeć – często są w fatalnym stanie, brudne, z awaryjnymi instalacjami i absurdalnymi rozwiązaniami jak na przykład brak ciepłej wody w kuchni czy umywalka w pokoju. Nam się trafiła pralka we wnęce, wstawiona tam chyba przed zamontowaniem kranu, a raczej zamurowaniem kranu, który uniemożliwia jej wysunięcie. Wszystko byłoby ok, gdyby do pralki była wetknięta rura odpływowa, a nie jest. Pozostaje więc pozwolić wodzie z pralki lać się na podłogę lub… wyrwać kran. Takich pułapek jest w chińskich mieszkaniach bardzo dużo.

Jak wygląda życie ekspatów w Shenzhen?

Tak samo jak w Europie – praca od poniedziałku do piątku (choć niektórzy pracują również w soboty), wieczorne spotkania ze znajomymi i/lub rodziną i weekendowe wypady za miasto lub na imprezy. Z tą różnicą, że ze znajomymi spotykamy się nad basenem, a nie w pubie, a na imprezy chodzimy na plażę, a nie do zatłoczonych klubów.

Pojechana_Chiny_SONY DSCMasz jakieś rady dla osób planujących przeprowadzkę do Chin? O czym należy pamiętać?

…że nasza europejska perspektywa, cywilizacja, kultura nie jest jedyną właściwą, że nie mamy (całe szczęście!) monopolu na życiową mądrość. Ogólnie, jako ludzie, kiepscy jesteśmy w „inności”, a Chiny dają jej doskonałą lekcję – warto podczas niej uważać, ja nawet robię notatki ;-)

Co może fascynować obcokrajowca w Chinach?

Fascynujące jest obserwowanie co wynika ze zderzenia najstarszej kultury, komunizmu i ekspansywnego rozwoju gospodarki. A wynika z tego mnóstwo sprzeczności. Fascynujące jest dociekanie źródeł niezrozumiałych dla nas zachowań, szczególnie, że nigdy nie wiadomo na pewno, czy odpowiedzi szukać w racjonalnym czy mistycznym zbiorze. Czy Chińczycy plują by oczyścić drogi oddechowe (skutek zanieczyszczenia powietrza), czy by pozbyć się złych duchów? Panowie zawijają koszulki dumnie wystawiając gołe brzuchy, by się schłodzić, czy by owiewające pępek powietrze pobudziło „qi”- siłę życiową, mającą ich zdaniem właśnie tam swój ośrodek? Pralki trzymają na balkonach z braku miejsca w łazience, czy by zgodnie z zasadami Feng Shui umiejscowić ujście brudnej wody jak najdalej od „czystej sypialni”? Chiny to tysiące pytań, odpowiedzi na które, rodzą kolejne tysiące pytań. Chiny są magiczne.

Pojechana_UlicznyWarzywniak_SONY DSCA czy Chiny są drogie? Co jesteś w stanie kupić za, powiedzmy, 50 zł?

Życie w Chinach może być bardzo tanie i… bardzo drogie. Gotowanie oparte na lokalnych produktach jest dużo tańsze niż w Polsce, wynajęcie mieszkania również (porównując do cen w Warszawie), ale próba przeniesienia zachodniego stylu życia na grunt chiński mocno nadwyręża portfel, no ale jeśli ktoś przyjeżdża do Chin na bawarskiego sznycla to jego sprawa ;-) Za 50 zł możemy więc kupić piersi z kurczaka, warzywa i owoce (o jakich nam się nie śniło!), które starczą na domowy obiad dla dwóch osób, desery i owocowe koktajle na dwa dni lub… małą kostkę żółtego sera i małe opakowanie krojonej kiełbasy pepperoni. Za 50 zł zjemy w trzy osoby obiad popijany lokalnym piwem w koreańskiej restauracji (bardzo przyzwoitej), ta sama kwota w zachodnim pubie starczy już tylko na dwa piwa.

Dosyć drogie jest podróżowanie po Chinach (porównując do innych krajów Azji), ale kiedy zdajemy sobie sprawę jakie odległości pokonujemy, to cena wydaje się adekwatna do szybkości i komfortu – mówię tu oczywiście nie o tradycyjnej, a szybkiej kolei (tanich linii lotniczych niestety w Chinach nie ma). Noclegi są w cenach zbliżonych do Polski, drogie są wstępy do Parków Narodowych i wszelkie turystyczne atrakcje.

Pojechana_Chiny_SONY DSCJak długo zostajecie w Chinach? Będzie Ci żal wyjeżdżać?

Na pewno będziemy tu do końca roku i prawdopodobnie będziemy mieli możliwość zostania dłużej – czy z niej skorzystamy? Kto to może teraz widzieć! Wrócimy, gdy zniknie to uczucie niedosytu, o którym wspominałam.

Oczywiście żal będzie mi wyjeżdżać z Chin i zostawiać mieszkanie otoczone górami, oddaloną o 5 minut plażę, gorący klimat, egzotyczne owoce, codzienność niosącą tysiące tematów, o których mogę pisać, wypady na kawę do Hong Kongu czy weekend w Bangkoku i tanie loty na Filipiny ;-) Jednocześnie będę się cieszyć na spotkania z przyjaciółmi i rodziną, na nową rzeczywistość, którą będziemy sobie budować w Polsce po powrocie. Każde pożegnanie jest jednocześnie powitaniem, a życie jest podróżą gdziekolwiek jesteśmy i za to je kocham.

Tęskniłaś? Tęsknisz?

Tęsknię. Bardzo. Cały czas. Ale z upływem czasu inaczej i za czym innym. Nie tęsknię już za moją prywatnie definiowaną polskością, nie tęsknię za miejscami (bo mam już tu „swoje”), jedzeniem i innymi, zastępowalnymi rzeczami. Tęsknię za ludźmi – konkretnymi, przyjaciółmi i rodziną, za rozmowami, podczas których nie muszę tłumaczyć genezy pojęć, z ludźmi, z którymi łączą mnie wspomnienia.

SONY DSCOla Świstow – dziennikarka uzależniona od podróży, nadekspresyjna ruchowo i werbalnie optymistka. Nie lubi jeść nożem i widelcem ani zimy w mieście- między innymi dlatego mieszka aktualnie w Chinach. Swoją niecodzienną codzienność opisuje na blogu POJECHANA.

Zdjęcia i tekst: Ola Świstow

 

Jeśli i Ty masz ochotę opowiedzieć nam o swoim życiu na obczyźnie (szczególnie, jeśli mieszkasz w Azji), napisz do nas koniecznie!