Dokładnie dziś mija pół roku od czasu, kiedy postawiliśmy nasze walizki i kontenery ze zwierzakami na filipińskiej ziemi i kiedy zaklnęłam głośno i soczyście rozglądając się wokół ze zgrozą. Pół godziny później przedzieraliśmy się przez korki w Manili (1,5 godziny później nadal się przedzieraliśmy), aby w końcu trafić do naszego mieszkania, które prawie przyprawiło mnie o zawał serca (nie, nie dlatego, że było takie wspaniałe). Wieczorem mieliśmy problem z trafieniem do naszego nowego domu, bo okazało się, że znajomość miasta nie jest oczywistą sprawą dla wielu manilskich taksówkarzy. I tak właśnie zaczęło się nasze tutejsze życie.
Było… różnie i nie chcę teraz wchodzić w szczegóły, bo na większe podsumowania z pewnością przyjdzie jeszcze czas.
Sporo jeździliśmy, więc w końcu zdecydowaliśmy się przygotować nasz mały, prywatny ranking filipińskich destynacji, który w zamyśle ma być tworem nieustannie aktualizowanym w miarę kiedy (albo jeśli) będziemy mieli okazję zobaczyć kolejne miejsca.
Z dnia 9. marca 2013: a kilka dni temu minęło dokładnie 20 miesięcy naszego pobytu na Filipinach. I choć wówczas, kiedy pisaliśmy ten wpis, nie przypuszczalibyśmy, że będziemu tutaj do tego czasu, dziś jesteśmy niezmiernie z tego powodu zadowoleni.
W międzyczasie udało nam się odwiedzić kilka nowych miejsc, zatem korzystając z wolnego sobotniego popołudnia zaktualizowaliśmy nasz mały ranking filipińskich destynacji:)
Zapraszamy:)
RANKING:
1. KALINGA – moja miłość od pierwszego wejrzenia, czyli od momentu, kiedy naszą małą, ale jak się okazało „offroad” Hondą Jazz przemierzaliśmy kolejne kilometry drogi łączącej Bontoc z tą jedną z najdzikszych prowincji wyspy Luzon. Kalingę lubię z WIELU powodów: choćby za przestrzeń, nietuzinkowych ludzi i miejsca, w których zatrzymał się czas.
2. BATANES – zdecydowanie nasze ulubione miejsce na Filipinach chociaż, o ironio, najmniej filipińskie i mało kojarzące się z tym krajem. Kochamy tamtejszych ludzi, uwielbiamy wysokie klify i nieprawdopodobnie zielone wzgórza. Przeczytaj więcej na temat wysp Batanes.
3. BANAUE I BATAD – tarasy ryżowe, to jedno z tych miejsc, które tygryski (konkretne TE DWA tygryski) lubią najbardziej, nic więc dziwnego, że po naszym krótkim tam pobycie znienacka wskoczyły na pozycję drugą w naszym rankingu. Zielono tam, górzyście i… rześko w przeciwieństwie do wielu innych rejonów Filipin. Przeczytaj więcej na temat Banaue i Batad.
4. ILOCOS NORTE – ta północna prowincja długo była dla mnie kwintesencją spokoju i przestrzeni. Nie pomyliłam się. Zachwyciły mnie wiatraki, skały, drogi, piękne plaże i dużo więcej. Przeczytaj więcej na temat powodów, dla których warto odwiedzić Ilocos Norte.
5. SAGADA – mała miejscowość w górach wyspy Luzon słynąca z mglistych krajobrazów, wiszących trumien, okazałych jaskiń i ogólnego przyzwolenia na palenie marihuany. Wybrałam się nam na początku lutego i choć do dziś żałuję, że najpierw byłam w Kalindze, bo przy niej Sagada wypadła po prostu blado, to i tak jest to bez wątpienia jedno z filipińskich „must see” .
6. malapascua ISLAND – lubimy tę wyspę za panujący na niej za spokój, ładne plaże, wysokie palmy i tamtejsze rekiny, których do tej pory nie mieliśmy okazji spotkać. Ale może kiedyś… Więcej na temat wyspy Malapascua znajdziesz tutaj.
7. SIARGAO – sama wyspa Siargao jest przede wszystkim rajem dla surferów, ale i my, choć nie należymy (stwierdzamy to z przykrością) do tej grupy, znaleźliśmy tam miejsce dla siebie. Wyspy Naked i Dako cenimy sobie za biały piasek, turkus wody i możliwość korzystania z uroku tych zakątków… w samotności. Zdjęcia z Siargao.
8. BUSUANGA – być może mamy do niej mały sentyment, bo było to jedno z pierwszych miejsc (zaraz po wulkanie taal), które udało nam się odwiedzić. Do dziś wspominamy kolorowe rybki w Siete Pecados i zatopione wraki statków mając wielką ochotę polecieć tam raz jeszcze. Więcej wpisów na temat Busuangi.
9. EL NIDO – długo było jednym z tych wymarzonych do odwiedzenia miejsc, a potem, kiedy w końcu tam pojechaliśmy, zobaczyliśmy, że jest… po prostu fajne. Ładne wysokie klify, małe i większe turkusowe laguny, plaże o białym piasku z pewnością zachwycają, ale my to wszystko widzieliśmy już w Busuandze. Z pewnością jednak nie warto pomijać.
10. SABANG – miejsce, gdzie plaża jest długa, fale z impetem rozbijają się o brzeg, a w plażowej restauracji można zjeść jeden z najlepszych steków z tuńczyka. Jest też dżungla, skały i Podziemna Rzeka, dla tych, którzy lubią tego rodzaju klimaty.
11. VIGAN – piękne kolonialne miasteczko w w prowincji Ilocos na wyspie Luzon. Choć w sumie kolonialna i klimatyczna jest tam zaledwie jedna ulica, i czasem tylko dodatkowo udaje się znaleźć coś ciekawego na uliczkach sąsiednich, to i tak warto odwiedzić, bo drugiego takiego miejsca na Filipinach… nie ma. Przeczytaj, dlaczego lubię Vigan.
12. TAWI TAWI – dobrze czujemy się wśród muzułmanów i muzułmanie dobrze czują się w naszym towarzystwie, więc było nam tam idealnie, szczególnie w momentach, kiedy opuszczaliśmy nieprawdopodobnie hałaśliwe i zadymione Bongao i wypuszczaliśmy się na wyspę Simunul albo którąś z sąsiednich.
13. SEBU LAKE – okolice jeziora w prowincji South Cotabato na wyspie Mindanao było jednym z tych miejsc, na informacje o których natknęłam się albo zaraz po przeprowadzce na Filipiny albo jeszcze wcześniej. Miałam wizję spokojnej wody, kwiatów w pełnym rozkwicie i fantastycznych strojów ludzi T'Boli. Nie do końca tak było, kiedy pojechałam tam w styczniu, co nie znaczy, że było zupełnie niesatysfakcjonująco. Warto wybrać się dla odrobiny spokoju i innych niż zazwyczaj filipińskich krajobrazów.
14. KABAYAN – tamtejsze mumie to atrakcja z pewnością nie dla każdego, ale dla mnie akurat tak. Mumie Ibaloiów są nieco „creepy„, jak by to niektórzy z angielska określili, ale trzeba je zobaczyć, jeśli tylko jest się w okolicy.
15. BORACAY – będą tacy, którzy to miejsce pokochają i tacy, którym wystarczy jeden jedyny raz na wyspie, aby przekonać się, że to nie dla nich. Plus: piękna plaża. Minus: wieczorny tłum na promenadzie.
16. BALICASAG I VIRGIN ISLAND – miejsca, w których całe godziny można spędzić w wodzie i w ogóle nie chce się z niej wychodzić. Jest wspaniała rafa, sympatyczne małe i większe rybki i momenty, kiedy więcej nie potrzeba do szczęścia.
17. MANILA – kiedyś pisaliśmy, że to „miejsce, w którym nigdy, pod żadnym pozorem, nie warto spędzać więcej czasu, niż to minimum, które jest konieczne” i że ” z wyjątkiem paru zakątków najdzwyczaj paskudna i jest na pierwszym miejscu w naszym prywatnym rankingu najbrzydszych miast świata”. Od tego czasu sporo się zmieniło i zdążyliśmy Manilę polubić (a przynajmniej ja zdążyłam;) za kontrasty, kolory, uśmiechy. To miasto możliwości! Więcej o Manili.
18. honda bay – bardzo przyzwoite, choć nieco popularne i co za tym idzie, tłoczne miejsce. Małe wysepki są całkiem miłe dla oka, okoliczne rafy nieco mniej, choć ostatnio, kiedy byliśmy tam po raz drugi, zdziwiliśmy się dziesiątkami pływających tam rybek – poprzednio było ich zaledwie kilka. Więcej na temat Honda Bay.
19. BOHOL – zastanawialiśmy się, czy nie potraktować osobno Czekoladowych Wzgórz i tarsierów, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się wrzucić je do jednego worka z napisem „średnie”. Za dużo turystów wokół (aby zobaczyć tarsiera staliśmy w kolejce), co za tym idzie duży hałas (przekrzykujące się filipińskie rodziny) i wszystko sprawiające wrażenie takiej jakiejś sztuczności. Choć przyznajemy, że Czekoladowe Wzgórza prezentowały się fantastycznie na chwilę przed burzą, a tarsiery bezapelacyjnie są słodkimi zwierzakami. Na temat atrakcji wyspy Bohol przeczytasz tutaj.
20. PINATUBO – wulkan idealny na jednodniową wycieczkę z Manili. Oprócz odległości od miasta niewątpliwym plusem są księżycowe krajobrazy, minusem zaś konieczność skorzystania z usług firmy turystycznej (nic mi nie wiadomo, żeby mozna było tego uniknać…) i tłumy. Odradza się zatem odwiedzenie tego miejsca podczas weekendu.
12. WULKAN TAAL – niewielki, ale od czasu do czasu potrafi pokazać, co może prawdziwy wulkan. Taal to idealne miejsce na krótki wypad z miasta, więc byliśmy tam już (a może dopiero) dwa razy za każdym razem trafiając na zupełnie inną pogodę. O naszym pierwszym wyjeździe na wulkan Taal przeczytasz tu.
13. PUERTO PRINCESA – pamiętam, kiedy ktoś w jednym z komentarzy zapytał nas, czy to prawda, że jest to jedno z najładniejszych filipińskich miast. Wierzyć nam się nie chciało, bo Puerto Princesa wydawała się być nam po prostu taka sobie, zwykła, niczym nie wyróżniająca się, zwyczajnie akceptowalna. Do dziś widzieliśmy wiele tutejszych miast, więc zwracamy honor – w tej całej swojej zwyczajności PP wyróżnia się na plus, duży plus, bo pozostałe miasta są po prostu szare, nijakie i absolutnie nieciekawe. Niewątpliwym plusem PP jest też całkiem spory wybór dobrych restauracji z rewelacyjną kalui na czele.
14. PODZIEMNA RZEKA – być może jesteśmy niesprawiedliwi, bo zwyczajnie nie jesteśmy fanami tego typu miejsc i średnio nas bawi ciemność, woda kapiąca na głowy i smród guana, ale Podziemna Rzeka jest, naszym zdaniem, nieco przereklamowana. Podobną rzekę widzieliśmy kiedyś na Kubie i tamta wydaje się być o wiele ciekawsza. Nie jesteśmy co prawda speleologami, ale doprawdy nie rozumiemy, w jak to się stało, że to konkretnie miejsce znalazło się na liście nowych cudów natury.