Scena 1
Październik 2011, Palawan, Honda Bay
Docierając do przystani spotykamy młodą filipińską parę z dzieckiem. Ona – na oko 25-letnia kobieta w eleganckim kapeluszu, on – ok. 30-letni mężczyzna z torbą wypakowaną jadłem i akcesoriami plażowymi + kilkuletni, niezwykle spokojny chłopiec. Po krótkiej rozmowie decydujemy się wynająć wspólną łódkę i razem popływać po Honda Bay dzieląc tym samym koszty na pół.
– Skąd jesteście? – zaczyna się rozmowa zapoznawcza.
– Z Polski. – oznajmiamy. Dodając – Ale teraz mieszkamy w Manili.
– W Manili? – dziwi się kobieta. – Pewnie w Makati? Gdzie dokładnie?
– Nie, nie. – wyjaśniamy. – W Pasig City.
– Ach… – wzdycha z rozczarowaniem w głosie kobieta, po czym odwraca głowę i od tego momentu rozmawia jedynie zw swoim mężem i synem. Kiedy wysiadamy na kolejnych wyspach, ruszają dokładnie w przeciwnym kierunku niż my nie odzywając się do nas słowem do końca rejsu i odchodząc bez pożegnania.
Scena 2
Listopad 2011, Batanes, wyspa Sabtang
Mimo tego, że Sabtang zwiedzamy z pokładu trycykla (dach ze słomy!) i w towarzystwie poznanej rano mieszkanki Batanes, co chwilę natykamy się kilku innych turystów odwiedzających tego dnia tę niewielką wyspę. W ten sposób poznajemy małżeństwo w średnim wieku. Ona – ciemnowłosa dama ze sporej wielkości szkaplerzem na szyi i tylko czterema palcami wolnymi od pierścieni („Uwielbiam biżuterię” – opowiada potem). On – zdystansowany, szpakowaty Filipińczyk.
– Jak trafiliście na Batanes? – pytają się, kiedy przysiedliśmy w lokalnej knajpce, aby zjeść camote. Mają powody, żeby się dziwić, w końcu na te najbardziej wysunięte na północ wyspy nie dociera zbyt wielu turystów.
– My tu mieszkamy od kilku miesięcy.
– Gdzie? Na Filipinach? – są najwyraźniej zaskoczeni.
– Tak, w Manili.
– Gdzie mieszkacie? – pada standardowe chyba pytanie, a my nie chcąc już spotykać się z takim ostracyzmem, jak poprzednio, nie wspominamy o Pasig, zamiast tego wymieniając Ortigas, biznesową dzielnicę… pasig city.
– Tak, Ortigas jest przyzwoite. My mieszkamy w Quezon, też przyjemnie.
Zaczyna się standardowa rozmowa o różnościach. Najwyraźniej ta drobna zmiana pomogła.
Scena 3.
Listopad 2012, boracay.
Korzystając z transportu hotelowego w drodze powrotnej na lotnisko dzielimy samochód z około 40-letnim, eleganckim mężczyzną.
– Pierwszy raz na Filipinach?– zagaduje.
– Nie. – odpowiadamy z uśmiechem. – My tu mieszkamy już od ponad roku.
– Mieszkacie? Bardzo dobrze. Gdzie dokładnie? – sonduje elegancki człowiek.
– W makati.
– Ale gdzie w Makati? Makati jest duże. – wypytuje.
– Przy Greenbelcie.
– O, przy Greenbelcie. W jakim budynku? – najwyraźniej chce wiedzieć o nas wszystko.
– W TRAGU (The Residences At Greenbelt). – odpowiadamy nieco już znudzeni.
– Oooo. To bardzo dobrze. Bardzo dobrze. – kiwa z uznaniem głową i uznając nas za odpowiednich rozmówców, zaczyna nam opowiadać o swoim nietuzinkowym życiu, zagranicznych podróżach i świetnej rodzinie chcąc pokazać się nam z jak najlepszej strony.
Wygląda na to, że wystarczy zmienić adres.