Siedzi przed swoją chatą, oplatając ramionami kolana. Tak maleńka, tak przykurczona, że prawie niezauważalna.
To . – przedstawia ją Johnny, nasz przewodnik.
Fang-od (czasami znana jako ), ostatnia kobieta z Kalingi wykonująca charakterystyczne misterne , ma już prawie 100 lat. Niektórzy upierają się, że w tym roku skończy 92; inni, że 93, ale dokładnej liczby nikt nie jest pewien. Zresztą, czy to ważne? Mimo swojego wieku, Fang-od każdego ranka opuszcza swoją drewnianą chatę w , niewielkiej wiosce oplecionej pajęczą siecią ryżowych tarasów i zgrabnie pokonując kolejne kamienne stopnie zmierza do pracy na polu w górach Kalingi. A potem z powrotem. W znoszonych japonkach i ze zroszonym potem czołem. Od dobrych kilkudziesięciu lat.

Tego dnia boli ją głowa, więc zostaje w domu.
Mam takie migreny od czasu do czasu. I moje stare kości potrzebują odpocząć. – opowiada Johnny'emu w języku Kalingi. – Ale z moim wzrokiem nadal wszystko w porządku.
Dobry wzrok i pewna ręka to podstawa w przypadku jej fachu. Bez tego nie mogłaby aż do dziś praktykować trudnej sztuki tatuażu (batoku). Nauczył ją ojciec i to właśnie on wytatuował na jej ciele pierwsze, dziś już nieco wypłowiałe, tatuaże na nogach.
Czy planowała zostać mambabatokiem?
Nie, życie niejako napisało dla niej ten scenariusz. Miała takie marzenia, jak prawie każda dziewczyna z wioski. Wyjść dobrze za mąż, urodzić zdrowe dzieci, doczekać się wnuków. Miała nawet narzeczonego, ale zginął w wypadku. Dwadzieścia pięć lat wtedy miała.
Nie myślałam już o nikim innym. Postanowiłam zostać plemiennym tatuażystą, tak jak mój ojciec.

Nie żałuje. W przeszłości wykonywała tatuaże na skórze młodych dziewcząt, bo w Kalindze wierzono (niekiedy i wierzy się do dzisiaj), że tatuaże mogą zapewnić im płodność.
To dlatego w naszej wiosce jest tyle dzieci. – śmieje się Fang-od, a od tego śmiechu marszczą się jej wszystkie zmarszczki na twarzy, nie tylko te wokół oczu. W oczach błyskają iskierki.
Wykonywała tatuaże na ciele kobiet (postrzeganych wówczas jako atrakcyjniejsze), umięśnionych ramionach i piersiach wojowników z Kalingi (łowców głów, kiedy na znak zwycięstwa przynosili do wioski odrąbaną głowę wroga), a dziś tatuuje turystów, których do Buscalan przyjeżdża całkiem sporo. Bo Fang-od ma sławę „tej ostatniej”, mimo że starała się przekazać swoje umiejętności córce siostry. Każdy chce zdążyć.

Czasami jest w gorszej formie. Ale na zdrowie nie narzeka. Niedomaga rzadko i wygląda znacznie młodziej, niż mógłby na to wskazywać jej wiek. Tatuuje często, szczególnie „w sezonie”, a za cały warsztat służy jej bambusowy kijek, węgiel drzewny i kolec drzewa pomarańczowego. To dzięki nim i swoim umiejętnościom Fang-od utrzymuje siebie i rodzinę.
Cieszy mnie każdy turysta. Możemy wtedy kupić więcej świń i kurczaków. – zwierza się piękna staruszka.

Mały tatuaż to zwykle półtorej do dwóch godzin pracy, większy kilka lub nawet kilkanaście. Po ciężkim dniu pracy Fang-od odpoczywa zasiadając na małym pieńku przy domu lub bezpośrednio na ziemi, a kiedy słońce chowa się za horyzontem, a jego promienie przestają ogrzewać wioskę, przesuwa się żej ognia.

Jestem szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa. Cieszę się, że mogę pomóc rodzinie oferując turystom to, co mamy najcenniejsze – naszą kulturę i tradycję. – mówi Fang-od z filuternym błyskiem w oku.