Zakładam, że Piotra Trybalskiego przedstawiać nie trzeba. Tych, którym (jakimś cudem) to nazwisko nic nie mówi, zachęcam do zerknięcia na jego stronę www.trybalski.com, na której przeczytać można choćby, że to „dziennikarz, fotograf, podróżnik. Czuje się dobrze wszędzie tam, gdzie dzieje się coś interesującego. Wierny miejscom, które odwiedza. Dotarł drogą lądową do Nepalu, objechał Indie dookoła, gnał minibusem przez pakistańską pustynię, witał króla wioski na madagaskarskiej prowincji i kłaniał się Górze Gór. Dał sobie ukraść buty w tureckim meczecie i ogolić głowę w wiosce trędowatych, latał bez celu motolotnią nad dżunglą dorzecza Orinoko. Ponad wszelkie materialne dobra kultury ceni sobie dymek biri wśród rybaków z Puri” . Tych, którym to nie wystarcza i mają ochotę Piotra poznać offline, namawiam na któreś z organizowanych przez niego warsztatów fotograficznych. A tymczasem poczytajcie, co Piotr ma do powiedzenia o Azji.

spędziłem…

Gdybym złożył do kupy wszystkie wyjazdy od pierwszego w 1998 roku to pewnie ponad rok. Tym samym Azja plasuje się na pierwszym miejscu pośród wszystkich kontynentów – prócz rodzimego – które odwiedziłem. Najdłużej byłem w Nepalu – jakieś 2 miesiące. Odwiedziłem Iran, Pakistan, Indie, Kambodżę, , Sri Lankę, Malediwy, Hongkong i te mniej „azjatyckie” – Turcję i Bliski Wschód.

_PTR9147

Azja to dla mnie…

Przede wszystkim Indie. Jako 23 – latek ruszyłem słynnym Hippie Trail-em – drogą lądową, do Indii i Nepalu i właśnie z Indiami kojarzyć będzie mi się Azja. Pewnie już na zawsze. Azja jest chyba jedynym miejscem na świecie, gdzie można „wsiąknąć”, zostać zapomnianym, opatrzonym – kimś, na kogo nie zwraca się uwagi. Są takie miejsca – bo pisząc o Azji trzeba mieć z tyłu głowy i Chiny i Jordanię – gdzie fotograf budzi zerowe zainteresowanie. Czego chcieć więcej? Azja to dla mnie ogromna księga wiedzy, którą nie sposób zgłębić w ciągu jednego życia. Tyle kultur, cywilizacji, wielkich ludzi i maluczkich rewolucjonistów. Setki tysięcy stron tradycji, wierzeń, wartości. Totalnie skomplikowana pod każdym względem – od polityki po kulinaria. Gdybym był Wielkim Wszechmogącym i miał wybrać tylko jeden kontynent, który zostałby na ziemi, na pewno byłaby to Azja. Nikt by na tym nie stracił. Dlatego tak chętnie zabieram tu ludzi na warsztaty fotograficzne. Ciężko się zawieść na Azji.

_PTR0947

Przygotowując podróż najchętniej zaglądam do…

Do wszystkiego co się da: czytadeł podróżniczych, monografii geopolitycznych, reportaży, blogów, Wujka Googla i wszelkich możliwych serwisów ze zdjęciami, albumów. Do tego filmy dokumentalne. Teraz podróżowanie to betka, w kilka godzin można zdobyć totalną wiedzę: co, gdzie, kiedy, za ile. Wystarczy mieć nieco kasy – i już, lądujemy, zwiedzamy, fotografujemy. Dlatego coraz trudniej znaleźć fajne, nie opisane wcześniej lub mało eksploatowane tematy. Ale wciąż się da. Azja to skarbnica niesamowitych historii. Do odkrywania do końca dni. Raczej naszych niż jej.

_PTR5376

 

Z Azją najbardziej kojarzy mi się…

Uśmiech. Tak, gdy myślę o Azji widzę uśmiech. Może nawet i radość, chociaż rozdzielam te dwa stany. Uśmiech, który jest w poprzek naszemu, cudownemu eurocentrycznemu narzekactwu na wszystko. W Azji można nie mieć niczego i być kimś. Spróbuj być kimś bez niczego w Europie. Azja kojarzy mi się z totalną pracowitością – wręcz skrajną jak w Japonii czy Chinach. Ten niesamowity instynkt przetrwania! Coś niesamowitego. Wprawdzie mam świadomość, że ów uśmiech nie zawsze znaczy szczęście. Już dawno zrozumiałem, że szczęście jest tak względne i wielowymiarowe, że nawet nie próbuje odnaleźć jego uniwersalnego wymiaru. Szczęście jest wtedy, gdy… jesteśmy szczęśliwi. I może nam się to zdarzyć i za biurkiem w korporacji i na siodełku roweru, przemierzając świetne trasy gdzieś tam. Szczęście jest w nas i nigdzie indziej nie da się go odnaleźć. Próżny trud.

_PTR1799

W Azji zachwycił mnie…

Kapitalizm. Jestem wstrząśnięty, zachwycony, zauroczony tym jak Azja funkcjonuje. „Rowerowe”, mobilne restauracje, sprzedawcy wszystkiego, naprawiacze każdej rzeczy. Kurcze, Ci ludzie potrafią zarobić dosłownie na wszystkim! I nie chodzi im o bogacenie się, gromadzenie – najczęściej to kwestia przetrwania. Zarobienia kilku dolarów na utrzymanie siebie i rodziny. Potrafią to jak nikt inny. I na dodatek cały czas się uśmiechają. To najbardziej pozytywny, twórczy i kreatywny rejon świata. I połknie cały Stary Świat, to kwestia czasu. A mam do czego porównać – włóczyłem się i po Afryce i po Ameryce Łacińskiej.

HKG004_000

Najbardziej zaskoczyło mnie…

Ruch uliczny mnie zaskakuje, i ta niesamowita umiejętność wychodzenia z sytuacji bez wyjścia obronną ręką. Mogę godzinami gapić się na azjatycką ulicę!

_PTR1412

Największe rozczarowanie przeżyłem w…

Ymmmm niech pomyślę. Rozczarowują mnie miejsca, które zostały sprzeniewierzone masowej turystyce. Gdzie zapomniano o jakiejś formie balansu, równowagi pomiędzy tym co jest, a tym co chciałoby się żeby było. Jak Ha Long Bay, gdzie trzeba uciekać od wody przypominającej ściek, dziesiątek łodzi, kajaków i pływających dyskotek. Tak samo w Chitwan National Park czy w bazie pod Everestem. Smucą mnie takie miejsca, to może lepsze określenie niż rozczarowanie. Patrzyłem przerażony na zniszczone twarze chrześcijańskich świętych w tufowych kościołach w tureckiej Kapadocji. Szkoda, że islam, , która tak wiele zrobiła dla kultury nie potrafiła poradzić sobie z dialogiem religijnym. Tak, wiem, my chrześcijanie też mamy za uszami. Okej, rozczarowuje mnie, że Azjaci czasem nie potrafią powiedzieć: dość, stop. A czasem trzeba. Prawda?

_PTR4440

Najprzyjemniejszy wieczór spędziłem w…

Staram się spędzać wszystkie wieczory przyjemnie ☺ Najmilej wspominam te na dachu hotelu w Kathmandu: z ginem, tonikiem. I grupą Nepalczyków wypytujących o to… jakie są w Polsce dziewczyny. Było wesoło, bo wkręcaliśmy ich na potęgę, a oni mieli coraz większe oczy wierząc w każde nasze słowo. Na usprawiedliwienie powiem, że na drugi dzień wyjaśniliśmy im, że to były kłamstwa. Ale w sumie nie wiem czy nam uwierzyli, że kłamaliśmy tej nocy na dachu… Przyjemne wieczory są na treku w Nepalu, na szlaku. Kiedy siedzi się w małej loddgy, przy kozie, z herbatką w ręce i gada, gada, długie wieczory, zerka za okno. W górach najprzyjemniej spędza się wieczory. Nieporównywalnie przyjemniej niż przy grillu na bezludnej wyspie na Malediwach. Chociaż to ostatnie też lubię…

NEP003-2

Najlepsza azjatycka kuchnia to…

Nie byłem w Indonezji, ale zajadałem się w Amsterdamie kuchnią tego kraju. Czy to się liczy? Chyba nie, więc dla mnie chyba tajska bo kocham zielone curry. Nawet w Reykjaviku, w którym bywam regularnie, odwiedzam Noodle Station, by przypomnieć sobie smak tajskiej zupy z makaronem, wołowiną, kurczakiem, podlanej sosem rybnym. Oj, ślina leci! Wietnamskie nie umywa się do tajskiej miski. Uwielbiam lankijskie kothu. Hm, wiesz co? Nie, w sumie to najbardziej lubię kuchnię indyjską, mógłbym się swobodnie na nią przestawić. A z tego mojego wywodu chyba jasno wynika, że pożarłbym Azję. Oj, tak. Jeśli dodam do tego smaki Bliskiego Wschodu – wszelkie humusy, foule, falafele i inne – zwłaszcza syryjskie – przysmaki z grilla – odlecieć można. Czy ja już mówiłem, że uwielbiam jeść?

Najlepszą kolację zjadłem…

W 1998 roku w Waranasi. Wówczas nie za bardzo miałem kasę na podróże, więc szalałem po ulicznej, taniej gastronomii za kilka rupii. Tymczasem, zupełnie przypadkowo poznaliśmy naszą indyjską ekipą pewnego zamożnego podróżnika ze Szczecina, który zaprosił nas do jakiejś lepszej knajpki. Pierwszy raz jadłem tofu z orzechami nerkowca w sosie z kokosem, ryżem. Jeeeeezu, jakie to było dobre!

_PTR4649

Najtańsze piwo wypiłem w…

Na Beer Cornerze w Hanoi. 5000 dongów czyli ok. 75 groszy za kufelek 0,4 litra. Bogu dzięki, że generalnie w Azji piwo nie jest aż tak tanie. Toż to same kalorie! ☺

Najbardziej szalony dzień przeżyłem…

Na dachu autobusu jadącego z Pokhary do Kathmandu. Były to czasy, gdy jeszcze pozwalali jeździć na dachu. Siedzieliśmy na bagażach, trzymali się na zakrętach i bajerowali belgijskie turystki. Niestety nieskutecznie. Widać Polska w latach 90-tych nie była już dla nich taką „Azją” jak Nepal. Nie mogliśmy ich niczym zainteresować.

_PTR5219

Najfajniejsze azjatyckie miasto to…

Hongkong czy Hanoi? Ktoś pomoże mi się zdecydować? Azjatyckie miasta to nie miejsca, to stan umysłu. Ktoś, kto nie widział nie zrozumie. W Hanoi lubię ten ruch, poważnie! I absurdalne zdarzenia na każdym kroku. W Hongkongu powala mnie zestawienie sacrum i profanum: tradycji z nowoczesnością. Miasta w Azji są po prostu inne od wszystkiego co widzi się w Europie. Mają zupełnie inny rytm. Hałas jest inny, jakiś znośniejszy – mimo, że większy. Można siedzieć w kawiarni w Hanoi i przy samej ulicy i cieszyć się spokojną konwersacją z przyjaciółmi.

_PTR0207

W Azji najbardziej męczy mnie…

Nic mnie nie męczy, bo mnie mało co męczy. No może poza dziobaniem od 9 do 17 w korporacji. Męczyło, chroń mnie Panie! Wiem ze słyszenia, że ludzi męczy fakt wiecznego „nagabywania”, zaczepiania. Mnie nie męczy bo to zawsze dobry pretekst by kogoś poznać, coś zobaczyć, dowiedzieć się czegoś nowego. A po to podróżuję. By poznawać ludzi, a nie oglądać zabytki.

_PTR2534

Największa azjatycka przygoda…

Największą przygodą była próba przekroczenia granicy pomiędzy Iranem i Pakistanem w słynnym Taftanie – mieście przemytników, handlarzy walutą – no mafijnym, nazywając rzeczy po imieniu. Przygoda rozpoczęła się jeszcze w Warszawie, tyle, że nie mieliśmy świadomości, że właśnie uruchomiony został łańcuch wydarzeń. Zaczęło się od poprawki – korekty daty wydania wizy pakistańskiej w dwóch naszych paszportach. W konsulacie powiedzieli: no problem, nie będziecie mieć problemów z przekroczeniem granicy. Zapewne nie chciało im się wklejać i wypisywać ponownie wiz. Niestety, na granicy powiedzieli, że mamy… podrobione wizy i musimy wracać! Szok, niedowierzanie. Skończyło się dobrze – mnóstwo telefonów, potwierdzeń, prośby, błagania… Wjechaliśmy, mając świadomość, że w drodze powrotnej, za kilka miesięcy czeka nas to samo. W czasie pobytu w Indiach i Nepalu zmieniły się nieco plany. Miast wracać lądem zostałem w Indiach nieco dłużej i wracałem samolotem. Reszcie znów się udało.

_PTR4376

Najlepiej wspominany odcinek podróży przebyliśmy…

W 1998 roku drogą lądową do Indii i Nepalu. Przez Ukrainę, Rumunię, Turcję, Iran, Pakistan. Dwóch panów, trzy panie i po drodze nieco przygód – m.in. wspomniane poprawiane (w ambasadzie w W–wie) daty na wizach do Pakistanu, kontrole autobusu w Iranie, przygoda z lokalesami pod meczetem w Lahore czy wreszcie udany atak kieszonkowców na granicy z Nepalem. W efekcie wyjazdu, po powrocie do Polski doszło do dwóch ślubów i dwóch rozstań. Kto ciekaw, niech kupi pierwszą część „Pojechanych Podróży”. Wszystko tam pięknie opisałem ☺

Najbardziej niestandardowy nocleg zdarzył się…

W czasie trekkingu pod Annapurnę w Nepalu. Budżetowy wyjazd, budżetowa loddga, składająca się w środku wyłącznie z wielkiej dechy, na której ułożyliśmy obok siebie karimaty, wrzucili śpiwory. Plecaki już się nie zmieściły. Doświadczalnie paliliśmy zerwany z krzaków konopi materiał zielarski i próbowali zasnąć z walącymi jak szalone od wysokości sercami.

Najbardziej fotogeniczne miejsce…

Oj, to pytanie nie do mnie! ☺ Jeżdżę dla zdjęć więc w każdym miejscy znajduję coś fajnego, fotogenicznego: a to portrety w Indiach czy Wietnamie, a to fenomenalne panoramy Sri Lanki czy minimalizm Malediwów. Azja jest wspaniałym poligonem fotograficznym. Ale gdybym miał z Azji wybrać mój ulubiony region to pewnie Indie. Bo bardzo – fotograficznie – trudne. Jeśli już komuś uda się przebić przez banał to przywozi prawdziwie dobrą fotografię.

_PTR3133

Najpiękniejszym uśmiechem obdarzono mnie w…

Uśmiech w Azji = Sri Lanka. Poniżej odpowiedź na to pytanie:

_PTR2523

Najciekawszą historię usłyszałem w…

Indiach, w 1998 roku. Historię o bibliotece liści palmowych, na których spisane są nasze losy. Ciągle planuję, by odwiedzić jedną z takich bibliotek i poznać to, co mnie czeka. To w ogóle świetny materiał na dobrą, fotograficzną historię. Spotkać kogoś, komu ziściły się zapisane na liściach przepowiednie. Wiem, brzmi jak historia o wróżkach z krakowskiego Rynku. Jeśli sprawdzę, to na pewno Wam powiem.

Najbardziej mrożący krew w żyłach moment zdarzył się …

Póki co nie zdarzył się. Nie licząc lotu awionetką do Lukli w Himalajach czy przejażdżki autobusem na południu Sri Lanki: wyprzedania na trzeciego, omijania leżących psów i wpadania pędem w środek miasta. Ale zachowałem spokój ducha. Kierowcy tuktuków nazywają kierowców autobusu wprost: szaleni ludzie.

_PTR4165

Ulubionym azjatyckim środkiem transportu jest…

Pociąg, lubię pociąg bo można łazić, rozmawiać, fotografować. Każda stacja to taki mikro – świat, w którym dzieją się różne rzeczy. I ta niespieszność tak kontrastująca z 40 latami mojego spiesznego życia. Uczę się spokoju. Pociąg uczy cierpliwości. I prostuje relacje społeczne. W pociągu, niezależnie czy w 3. 2. czy w wypasionej 1. klasie i tak wszyscy dojedziemy do stacji docelowej o tym samym czasie. Czy nie przypomina to trochę życia?

_PTR3072

Najbardziej widowiskowy wschód słońca podziwiałem w…

Z racji prowadzenia warsztatów fotograficznych muszę wstawać na wschody słońca. Dla mnie to prawdziwe wyzwanie, bo nienawidzę porannego zrywania się. Nie podziwiam więc, a próbuję nie zasnąć.

Najpiękniejszą plażę znalazłem w…

Malediwy. Cóż, to raj. Wiem, że to banalnie brzmi ale w malowniczych plażach cenię sobie fakt kontemplacji owego miejsca z jak najmniejszą ilością świadków. I właśnie takie są na Malediwach. Kto nie wierzy, niech pojedzie i się przekona.

_PTR3188

Z największą przyjemnością wróciłbym do…

Na Sri Lankę. O każdej porze. I wrócę, wrócę!

_PTR1361

Nigdy nie wrócę do…

Nie mam takich miejsc. Dotychczas, w czasie moich 20 letnich podróży nie trafiłem na takie miejsce, o którym mógłbym powiedzieć: nigdy tam nie wrócę. Bo nie ma takich miejsc, tak uważam. Fakt, że ktoś traktuje jakieś miejsce w ten sposób najczęściej wynika z tego, że miał odmienne oczekiwania – nastawienia względem zastanej rzeczywistości. I tu jest właśnie problem. Budujemy w sobie dziwne obrazy, a potem mamy pretensje, że się nie zgadzają z rzeczywistością. Piszemy „było strasznie, okropnie”.

Osobom wybierającym się do Azji poradziłbym…

Czytać. Bawią mnie „swobodni podróżnicy”, którzy szczycą się z frywolnie lekkiego podejmowania decyzji wyjazdowych: kupuję bilet i lecę, nie zabieram Loneja, po co mi! Powodzenia. Szkoda życia na to, by podróżować i nie rozumieć tego, co się widzi. Nie wiedzieć, gdzie się jest, dlaczego coś wygląda tak, jak wygląda. Dlaczego zachowuje się tak, jak się zachowuje. Ja rozumiem, że fejm na Instagramie to miła rzecz. Ale bezmyślne życie produkuje bezmyślne zachowania. Szkoda pieniędzy na życie w ciemności.

_PTR7316

Plany na najbliższe miesiące i dalszą przyszłość…

Każdego roku spędzam w podróży 4-5 miesięcy. Także teraz porwie mnie jakiś wyjazd – od moich kolarskich projektów fotograficznych w Europie, przez wyjazd do Jordanii i Izraela na warsztaty fotograficzne, po odwiedziny w USA, Islandii, Indiach, Sri Lance. Jest tego trochę. Planuję też zadziałać nieco na Youtube.☺ A przyszłość, ta dalsza? Skończyć rozgrzebane dwie książki, i uruchomić projekt edukacyjny, który jest na ukończeniu – za zasadzie już witam się z gąską!

trybalski.com
fotografwpodrozy.pl