Chyba wszem i wobec wiadomo, że w naszej podstawowej jednostce społecznej cierpimy na swego rodzaju skrzywienie związane z fascynacją fotografią i nieprzeciętnymi zdjęciami. Od czasu do czasu Ankowe déformation professionnelle zaczyna wpływać także na odbiór obrazów ruchomych, czyli filmów.
Tak było m.in. z filmem baraka i tak być musiało z kolejnym filmem Rona Fricke – samsara (nie ma on nic wspólnego z tzw. dziełem literatury podróżniczej popełnionym przez Tomasza M.). Samsara nie jest filmem azjatyckim, ale opowiada, czy raczej pokazuje Azję. I to jak pokazuje!
Zapierające dech w piersiach obrazy przykuwają uwagę widza już od pierwszego ujęcia z balijską tancerką. Fricke zabiera nas w niezwykłą podróż nie tylko przez kontynent azjatycki, ale i do Afryki, Ameryki Północnej oraz Europy. Oczywiście azja stanowi większą część filmu i bezapelacyjnie powala swoją różnorodnością.
Słowo Samsara w Sanskrycie oznacza nieustanną wędrówkę i w wielu religiach odnosi się do nieustającego cyklu narodzin, życia, śmierci i reinkarnacji. Wszystko to zobaczymy oczywiście w filmie.
Myślę, że warto się trochę wykosztować i zobaczyć Samsarę w HD. Film w całości powstał na taśmie filmowej o szerokości 70mm, która umożliwia zapis obrazu o wiele większej rozdzielczości niż tradycyjna taśma filmowa 35mm. Ponieważ do oglądania Samsary nie potrzebujemy żadnych napisów, ani tym bardziej lektora, każdy może zamówić sobie płytę Blu-Ray na brytyjskim Amazonie, a najlepiej w zestawie ze zremasterowaną Baraką. Możecie też sprawdzić na Allegro, ale nie wiem co wyjdzie korzystniej cenowo ;)