Pewnego dnia zamarzyła się Jej przeprowadzka do Azji Południowo-Wschodniej i już niebawem los rzucił ją do Laosu, gdzie obecnie na co dzień pracuje jako nauczycielka, a wolne chwile przeznacza na liczne podróże. O swoim codziennym/niecodziennym życiu w Wientianie opowiada Aleksandra Krauzowicz.
Podobno to francuscy kolonizatorzy w Indochinach zwykli mówić, że „Wietnamczycy sadzą ryż, Khmerowie się temu przyglądają, a Laotańczycy słuchają, jak rośnie”. Jakim krajem jest laos?
„….a Laotańczycy słuchają jak rośnie”. Coś w tym jest. Laotańczycy są bardzo leniwi. Wszystko robią bez pośpiechu, jeżeli w ogóle coś robią. Notorycznie się spóźniają i niespecjalnie się przejmują swoją pracą. Widać to chociażby w restauracjach. Na jedzenie czasem trzeba trochę poczekać, bo ani kelnerom ani kucharzom nigdzie się nie spieszy. Jakimś magicznym sposobem zaskakująco często zapominają o jednej z trzech potraw, które zamawiamy, chociaż niby wszystko zapisują na kartach. Taki styl życia może być ciężki do zaakceptowania dla ludzi, którzy przyjeżdżają tu robić biznesy. Z drugiej strony, Laotańczycy są bardzo spokojni, niesamowicie gościnni i zawsze uśmiechnięci. Śmiejemy się, że ten kraj można opisać jednym laotańskim zwrotem „Baw pen nyang” – czyli nic się nie stało, nie ma sprawy, żaden problem, lub nie ma za co. Pasuje do wielu sytuacji i jest bardzo często używany, również przez nas.
Z tego właśnie powodu Twój wybór padł na ten kraj, a nie inny?
Absolutnie nie planowałam wyjazdu do Laosu. Latem 2012 roku zamarzyła mi się przeprowadzka do Azji Południowo-Wschodniej. Całe życie mieszkałam w jednym mieście i bardzo chciałam spróbować swoich sił w zupełnie innym świecie. Głównymi kryteriami były: pogoda i możliwość znalezienia pracy w naszym zawodzie. Chciałam też, żeby było maksymalnie egzotycznie (śmiech). Pracy szukałam przez Internet i skupiałam się na takich krajach jak Tajlandia, Wietnam i Tajwan. Los chciał, że znalazłam pracę dla nas obojga w Laosie. Było to jedyne ogłoszenie z Laosu jakie widziałam. Rozmowa przez Skype, wspólne konsultacje, poszukiwanie informacji o Laosie w Internecie, kupienie biletów i wylot – wszystko w ciągu zaledwie półtorej miesiąca.
Pamiętasz swoje pierwsze wrażenia z Azji?
Pamiętam, jak wylądowaliśmy w Bangkoku. Był to koniec sierpnia i panowała jeszcze pora deszczowa. Jednak zamiast deszczu, przywitało nas wschodzące słońce, niemożliwy upał i ogromna wilgoć. Miałam wrażenie jakbym dostała gorącą i mokrą szmatą w twarz. A był to przecież bardzo wczesny poranek. Po zdrzemnięciu się w hotelu, wyruszyliśmy do Chinatown. Panował chaos, było mnóstwo ludzi i dziwnych zapachów, a z nas lał się pot.
A Wientian zachwycił Cię od pierwszej chwili?
Nie powiedziałabym, że Wientian mnie zachwycił od pierwszego dnia. Podobało mi się natomiast, że było dużo spokojniej niż w Bangkoku. Pierwsze dni były trochę ciężkie. Wszystko było inne. Począwszy od drugiego dnia musieliśmy iść do pracy, więc było mało czasu na eksplorowanie miasta. Ulice wydawały się takie same, a miasto mało ucywilizowane. Ale chyba najgorszy był upał, do którego długo nie mogliśmy się przyzwyczaić. Z czasem poznaliśmy rożne ciekawe miejsca i miasto nie wydawało się już takie dzikie. Za to w Vang Vieng i Luang Prabang zakochałam się od razu.
A co Cię najbardziej tam zaskoczyło? A może nadal zaskakuje?
Na pewno pogoda! Przez pierwsze 3 miesiące temperatura nie spadała poniżej 30 stopni, do tego ogromna wilgotność powietrza sprawiała, że ciężko było wytrzymać na zewnątrz.
Pozytywnym zaskoczeniem byli sami Laotańczycy. Są niesamowicie przyjaźni, otwarci i zawsze chętni do wypicia Beerlao. Bardzo łatwo nawiązać z nimi przyjaźń. Chętnie zapraszają Cię do domu, gdzie zawsze będziesz wspaniale ugoszczony, niezależnie od ich majętności. Będąc w domu u Laotańczyków należy się spodziewać, że będą chcieli napić się z nami piwa i nie będzie to tylko jedna szklaneczka.
Dziwne było dla mnie to, że w Laosie nie ma dowodów osobistych i przepisów regulujących sprzedaż alkoholu lub wyrobów tytoniowych. Oznacza to, że piwo czy papierosy może kupić każdy, nawet dziecko. Dziecko można zabrać również do każdego „beer gardenu”, gdzie wszyscy piją piwo i śpiewają karaoke przy niemożliwie głośniej muzyce.
Ciekawostką może być również fakt, że w kraju, w którym najtańsze papierosy kosztują 1,20 zł bardzo mało osób pali, a kobiety palące to już naprawdę rzadkość.
Oj, i prawie zapomniałam. Jedna rzecz bardzo mnie zdziwiła na samym początku. Laotańczycy ZAWSZE piją piwo z lodem! Nigdy nie piją piwa z butelki, tylko ze szklanki (nie z kufla). Wydawało mi się to dosyć nietypowe, a teraz nie wyobrażam sobie szklaneczki Beerlao bez lodu.
Dla kogo przeprowadzka była najtrudniejsza? Dla Ciebie, Darka czy Waszej córeczki?
Dla mnie była chyba najłatwiejsza, bo ciągle odkrywałam nowe miejsca, co sprawiało mi niesamowitą frajdę. Darkowi zaaklimatyzowanie się tutaj zajęło więcej czasu. Maja dosyć łatwo odnalazła się w nowej szkole i szybko nauczyła się angielskiego, za to tęskniła bardzo za rodziną. Wszyscy tęskniliśmy i tęsknimy dalej.
Jesteście jedynymi Polakami, którzy zdecydowali się tam osiedlić?
Nie jedynymi, choć przez pierwszych kilka miesięcy żadnych polskich znajomych nie mieliśmy. Na obecną chwilę znam 3 Polki mieszkające w Wientianie. Nie jest to imponująca liczba, prawda?
Zdecydowanie nie jest… Wientian jest też podobno jedną z najmniejszych stolic na świecie. Przypomina w ogóle w jakimś stopniu inne azjatyckie miasta?
Rzeczywiście, jak na stolicę Wientian jest stosunkowo mały. Miasto jednak szybko się rozwija i populacja rośnie. W 2009 roku według Wikipedii wynosiła 754,000 ludzi. Myślę, że teraz przekracza milion. Nadal jednak jest malutki w porównaniu do Bangkoku czy phnom penh. Wientian nie tylko jest mniejszy, ale też mniej rozwinięty. Nie ma tu kina, teatru, centrum handlowego, czy dobrego szpitala. Jest za to bardzo dużo knajp i restauracji, nie tylko z kuchnią laotańską. Bez problemu znajdziemy tu kuchnię tajską, wietnamską, chińską, japońską, indyjską i szeroko rozumianą kuchnię „zachodnią”. Restauracje, kawiarenki i „beer gardeny” są tu główną atrakcją.
Masz już tam swoje ulubione miejsca?
Lubię chodzić na targ nocny nad Mekongiem. Przy umiejętnym targowaniu można czasem zrobić ciekawe zakupy. Mam swoje ulubione knajpki, do których regularnie zaglądam, ale uwielbiam też odkrywać nowe miejsca. Jest wiele pięknych świątyń, słynna stupa Pha That Laung, łuk triumfalny Patuxay, ale naturalnie już mi się troszkę to wszystko opatrzyło. A miejsce, które uważam za najciekawsze i robiące spore wrażenie to Buddha Park, zwany tutaj Xieng Khuan.
Opowiesz o szkole, w której uczysz?
Pracę zmieniłam tu dwa razy. W pierwszej szkole pensja była dosyć niska, w drugiej pensja była wyższa, ale godziny pracy bardzo długie. Teraz jestem bardzo zadowolona, zarówno z pensji jak i z godzin pracy. Pracuję w szkole dwujęzycznej i uczę 2 i 3 klasę podstawówki. Jestem wychowawcą i uczę wszystkich głównych przedmiotów: English, Maths, Science, Human Studies & Environment. Mam 16 lekcji w tygodniu, ale w pracy jestem od 7:40 do 1:30. Do pomocy mam wspaniałą asystentkę, która tłumaczy z angielskiego na laotański, jeśli zajdzie taka potrzeba. To zdecydowanie najlepsza praca jaką miałam.
Dodatkowo, 2 razy w tygodniu, prowadzę wieczorne zajęcia z angielskiego w firmie BeerLao. Niestety, na zajęcia przynoszą mi firmową wodę, a nie piwo ;)
Jak żyje się obcokrajowcom w tym jednym z najbiedniejszych krajów Azji?
Nie wiem, jak się żyje wszystkim obcokrajowcom, ale nam się żyje dość dobrze. Laos to kraj rozwijający się i o wielu dobrach cywilizacji trzeba było zapomnieć. Mamy w zamian egzotyczną roślinność i tropikalną pogodę. Trzeba też podkreślić, że Laos jest bardzo bezpiecznym krajem. W niewielu stolicach na świecie mogłabym sobie bezpiecznie spacerować nocą. W Wientianie mieszkają i bardzo biedni i bardzo bogaci. Bezdomnych jednak nigdy nie widziałam, a żebrzących jest tu bardzo niewielu. Sporej części społeczeństwa powodzi się jednak dobrze, co widać po bardzo drogich samochodach, których jest już tu bardzo dużo. Inaczej oczywiście sprawa się ma na wsiach i w mniejszych miasteczkach.
Czym najczęściej zajmują się ekspaci?
Ciężko powiedzieć, bo ja pracuję w szkole i większość obcokrajowców, których znam są nauczycielami. Wiem jednak, że sporo falangów pracuje dla NGO i w kopalniach, oczywiście na wysokich stanowiskach. Inni prowadzą własne biznesy, głównie restauracje. Trzeba jednak zaznaczyć, że żeby mieć własną restaurację czy hotel, trzeba mieć laotańskiego partnera biznesowego, przynajmniej na papierze. Obcokrajowiec sam nie może prowadzić biznesu, nie może też kupić ziemi ani samochodu.
Komu, Twoim zdaniem, najbardziej spodoba się w Laosie?
Ludziom, którzy chcą porzucić cywilizację;) To oczywiście lekka przesada, ale Ci, którzy nie wyobrażają sobie życia bez cotygodniowego wypadu do kina, spotkań ze znajomymi w teatrze, czy zakupów w markowych sklepach, nie odnajdą się w tym kraju. Myślę, że najbardziej spodoba się tu młodym ludziom, singlom i parom, którzy są gotowi na spore zmiany i przygody. Trzeba też lubić upały.
Co powinno się wiedzieć przez ewentualną przeprowadzką?
Jak już wcześniej wspomniałam, Laotańczycy są bardzo przyjacielscy, gościnni, cierpliwi i tolerancyjni. Kulturowe dopasowanie się do tutejszych realiów jest raczej proste. Postaram się jednak wymienić kilka najbardziej przydatnych wskazówek.
- Jeśli ktoś nas przedstawia, witamy się mówiąc „sabai dee” z uśmiechem i złożonymi rękami na poziomie klatki piersiowej. W knajpach czy sklepach wystarczy samo wesołe „sabai dee”.
- Witając się z osobami starszymi, uprzejmie jest się lekko pochylić.
- Wchodząc do czyjegoś domu, ZAWSZE zdejmujemy buty przed domem. To samo się tyczy świątyń i niektórych sklepów.
- W laotańskich domach, jeśli najstarsza osoba siedzi na podłodze, nie powinniśmy siadać wyżej, jeśli chcemy być traktowani z szacunkiem.
- Nie dotykamy głowy innych osób.
- Nie należy kłaść stóp na meble, ani wskazywać stopami na inne osoby.
- Dbaj o higienę. Laotańczycy kąpią się kilka razy dziennie, więc mogą dziwnie patrzyć na kogoś od kogo czuć nieprzyjemny zapach potu.
- Nie przechodzimy nad kimś.
- W pracy najczęściej trzeba mieć zakryte ramiona i kolana, podobnie w niektórych świątyniach.
- W rozmowach z Laotańczykami, nawet jeśli coś pójdzie nie po Waszej myśli, nie powinniśmy podnosić głosu i tracić kontroli nad sobą. Agresywne zachowanie jest źle odbierane.
Muszę przyznać, że to ostatnie czasem ciężko zastosować, zwłaszcza jak ktoś próbuje Cię oszukać, albo naciągnąć…
I jeszcze jedno. Nie dziwcie się i nie denerwujcie, kiedy podczas pierwszej rozmowy z Laotańczykiem/Laotanką padną następujące pytania: Jak masz na imię? Skąd jesteś? (te są oczywiste) Ile masz lat? Masz męża/żonę lub chłopaka/dziewczynę? (a te już mniej) Później mogą Was zapytać też, ile zarabiacie ;).
Podpowiesz, gdzie najlepiej zamieszkać w Wientianie?
Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć. Im, bliżej centrum, tym bliżej fajnych knajp i lepiej zaopatrzonych sklepów. Mieszkania w centrum są jednak bardzo drogie. Jednopokojowe mieszkanko o dobrym standardzie może kosztować nawet 1000 dolarów. Im dalej od centrum, tym taniej. Nie warto jednak mieszkać zbyt daleko, bo wtedy stracimy dużo czasu na dojazdy. Oczywiście warto rozważyć też mieszkanie niezbyt daleko od miejsca pracy, bo w godzinach szczytu dojazd do pracy i powrót może być długi i męczący.
Wymienisz plusy i minusy życia w Laosie?
Plusy:
- Pogoda (choć nie zawsze, bo bywa za gorąco)
- Ludzie
- Przyroda
- Lepiej płatna praca w szkołach (w porównaniu z Polską)
- Lokalizacja (doskonałe miejsce wypadowe do innych azjatyckich krajów)
Minusy:
- Bardzo marna służba zdrowia
- Komary przez cały rok 24 godziny na dobę
- Kiepska edukacja, zwłaszcza na wyższych szczeblach
- Beznadziejny Internet
Z tego, co pamiętam, w Laosie jest naprawdę niedrogo. Co można zjeść za 80 groszy?
Oj, niedrogo może kiedyś było, ale już nie jest! To nas zaskoczyło po przyjeździe, bo spodziewaliśmy niższych cen. Za 80 groszy można kupić porcję sticky rice na targu. Nawet sucha bagietka kosztuje więcej. Za 80 groszy może kupimy jakieś warzywo lub pojedynczego owoca. Na pewno nie pojemy za taką kwotę. ceny w Laosie bardzo skoczyły w ostatnich latach. Będąc na wakacjach w Polsce zauważyłam, że w Polsce wydaję mniej pieniędzy na jedzenie niż w Laosie. Muszę się jednak przyznać, że w Laosie bardzo rzadko gotujemy, raczej obiady jemy na mieście. Z drugiej strony wszyscy mamy darmowy lunch w szkole… Jedząc tylko laotańskie jedzenie nie wydamy majątku, ale chcąc jeść dobre bagietki lub chleb, płatki śniadaniowe, szynkę, sery, mleko, masło (ogólnie nabiał), trzeba przygotować się na większe wydatki, bo produkty te są dużo droższe niż w Polsce.
Jakie specjały laotańskiej kuchni polecasz?
Laotańczycy zajadają się noodle soup. Dwie odmiany tej zupy to foe i khao piak. Obie są pyszne i zawsze je jem ze sporą ilością ilości chilli. Trzeba od razu zaznaczyć, że kuchnia laotańska jest bardzo ostra i skonsumowanie niektórych potraw może być sporym wyzwaniem. Inne specjały to przede wszystkim stricky rice, papaya salad (uwaga, to najostrzejsza laotańska potrawa!), fried morning glory (również na ostro). Na pewno dobre są wszelkiego rodzaju dania z woka, to może być ryż lub makaron z warzywami i mięsem lub owocami morza. Polecam też rybki z Mekongu, są najczęściej grillowane (te można kupić na ulicy) lub gotowane na parze. Moja ulubiona to tilapia gotowana na parze z sosem z limonki, czosnku i oczywiście chilli. Bardzo dużą popularnością cieszy się laap, potrawa z mielonego mięsa lub ryby z ziołami. Dla mnie niestety nie do przełknięcia, ze względu na kolendrę, którą zawsze dodają.
Będąc w Laosie, nie można nie napić się wszechobecnego Beerlao, doskonałej laotańskiej kawy ze skondensowanym mlekiem, oraz soków i shake'ów ze świeżych owoców.
A najbardziej osobliwa rzecz, którą tam jadłaś?
Hmm, sporo tego więc wymienię tylko kilka:
- Smażone koniki polne i termity
- Jajko balut z uformowanym zarodkiem kurczaka lub kaczki
- „Stuletnie jaja”
- Durian – najbardziej kontrowersyjny owoc na świecie
- Potrawa ze świeżej koziej i kaczej krwi
- Suszona bawola skóra
- Wszelkiego rodzaju wnętrzności różnych zwierząt, w tym np. kozie jądra
- Rybie oko
Do czego najtrudniej było Ci się przyzwyczaić?
Na początku do pogody i wszechobecnych komarów. Od paru miesięcy jeżdżę sama na motorze i było to sporym wyzwaniem dla mnie. Z dnia na dzień musiałam wskoczyć na motor i zacząć sama dojeżdżać do pracy. Było sporo stresu i dwa małe wypadki.
Postanowiłaś nauczyć się mówić po laotańsku, to konieczność czy jedynie ułatwienie? No i jak rezultaty?
Umiejętność laotańskiego jest zdecydowanie sporym ułatwieniem. Mieszkając w stolicy można sobie jakoś radzić znając tylko angielski, ale zawsze pewne sprawy załatwimy szybciej znając podstawy tutejszego języka. Jest to nieoceniona umiejętność przy targowaniu się. Poza tym, Laotańczycy strasznie się cieszą, kiedy falang mówi coś w ich języku. Moje postępy? Nie są jakieś oszałamiające, ale przeprowadzę bardzo podstawową rozmowę, zapytam o drogę, godzinę i inne przydatne na co dzień rzeczy. Przede wszystkim jednak, świetnie się targuję po laotańsku.
Jaki jest standard życia w Laosie? Czy różnice społeczne widoczne są gołym okiem?
Standard życia zależy od tego, ile zarabiasz. Różnice społeczne widzę, chociażby z naszego balkonu. My mieszkamy w wielkim apartamentowcu z ochroną, basenem, kamerami i innymi udogodnieniami. Sąsiedzi laotańscy mają małe skromne domki bez klimatyzacji czy szyb w oknach. Widok pięknej willi z ogrodem i mała drewniana chata obok to tutaj nic niezwykłego. Nawet na drogach widać jak bardzo społeczeństwo różni się majętnością. Po ulicach ludzie poruszają się nie tylko na starych chińskich motorach, ale również świetnie wyposażonymi drogimi samochodami i tych ostatnich nie jest wcale mało.
Opowiesz, jak wygląda taki przeciętny laotański dom?
Laotańska architektura to połączenie wpływów francuskiej kolonii oraz buddyjskiej, laotańskiej i nowoczesnej architektury. Na wsiach Laotańczycy mieszkają w tradycyjnych domach zbudowanych z drewna, postawionych na wysokich palach.
W domach, które odwiedziłam do tej pory, zawsze najpaskudniejsza była łazienka. Często jest to „kibel-dziura”, umywalka i balia z wodą. Podłoga zawsze zalana jest wodą, a brak papieru toaletowego to standard. Kuchnie też pozostają wiele do życzenia. Pajęczyny w całym domu to norma, nikt się nimi nie przejmuje. Nikt też nie spanikuje jak po podłodze przebiegnie szczur czy karaluch. Raz miałam w domu szczura i trochę niekomfortowo się z tym czułam… Kolega, Laotańczyk, spytał dlaczego go nie złapię i nie zjem.
Żaden z moich laotańskich znajomych nie ma łóżka. Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu, Laotańczycy uwielbiają spać na samym materacu.
A czym przejawia się laotański komunizm?
Przede wszystkim cenzurą mediów (telewizja, radio i gazety). Jak już wspomniałam wcześniej, obcokrajowiec nie może sam kupić ziemi czy samochodu. Ja na co dzień laotańskiego komunizmu nie odczuwam. Żyje się tu bardzo swobodnie. Powiew komunizmu daje się poczuć późnym wieczorem, jako że miasto idzie spać bardzo wcześnie. Knajpy i restauracje mogą być otwarte najpóźniej do północy. Tylko kilka dyskotek jest otwarta do 2 rano. Za przedłużenie imprezy, właściciel może zapłacić surową karę.
Potrafisz wymienić coś, co Cię na co dzień frustruje?
Na co dzień frustruje mnie marny Internet, psy włóczące się po ulicach i wyjące nocą pod moim balkonem oraz bezmyślność kierowców na drogach.
A korupcja? Utrudnia życie czy jest raczej niezauważalna?
Zależy jak na to spojrzeć. Jednym będzie utrudniać życie, innym ułatwiać. Dla mnie na co dzień jest prawie niezauważalna. Raz przez wręczenie łapówki udało mi się wejść na teren Cmentarza Rewolucjonistów, który zamknięty jest nie tylko dla turystów, ale również dla większości zwykłych Laotańczyków.
I Ty niedawno miałaś okazję zostać zatrzymana przez laotańską policję. Co właściwie się stało?
Przyznaję się bez bicia, że wina leżała po mojej stronie. Wracając z pracy na motorze skręciłam w uliczkę pomimo zakazu skrętu. Pechowo dla mnie, w ten dzień stała tam policja. Zostałam zatrzymana. Policjant mówił do mnie po laotańsku, a ja po angielsku udając, że nie znam w ogóle języka i nie wiem, o co chodzi. Troszkę było nerwów, bo policjant zabrał mi kluczyki. Skończyło się jednak dobrze. Kluczyki odzyskałam i uniknęłam mandatu. Kosztowało mnie to 20 tyś kipów (8 zł). Nie mogłam narzekać ;) Kiedy odjeżdżałam, słyszałam, jak mówili, że będzie na piwo.
To Twoja największa laotańska przygoda?
Przygód w Laosie miałam naprawdę sporo. Jedną z ciekawszych była wycieczka nad wodospady Tat Leuk, ale że to bardzo długa historia, to odsyłam na bloga.
Wiem, że sporo podróżujesz po Laosie. Jakie miejsca poleciłabyś szczególnie?
Uwielbiam Vang Vieng, do którego obecnie można dojechać z Wientianu już w 3 godziny. Kiedyś Vang Vieng był mekką backpackerów. Tłumy turystów i imprezy do białego rana to był podobno standard. Coś się jednak musiało zmienić, bo obecnie Vang Vieng to spokojne i urocze miasteczko, choć nie pozbawione atrakcji.
Nie sposób nie wspomnieć o Luang Prabang, które jest na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Cudowne klimatyczne miasteczko z mnóstwem atrakcji!
Niedawno wróciłam z wycieczki, podczas której odwiedziłam min. Pakse i Si Phan Don („Cztery Tysiące Wysp” na Mekongu). Pakse, znajduje się w prowincji Champasak, która słynie ze spektakularnych wodospadów i świątyni Wat Phu, która jest drugim miejscem na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO w Laosie. Si Phan Don to jeszcze inna bajka. My odwiedziliśmy największą z wysp, Don Kong. To zdecydowanie numer jeden dla tych, którzy szukają absolutnego spokoju. Będąc na wyspie ma się wrażenie, że czas się zatrzymał. Można godzinami leżeć na hamaku i patrzyć na Mekong oraz otaczającą przyrodę. Ciężko opuścić wyspę i zostawić za sobą sielskie leniwie płynące wyspiarskie życie.
Kiedy najlepiej przyjechać do Laosu?
Myślę, że najlepszy czas na przyjazd do Laosu to okres od połowy października do maja. Grudzień i styczeń mogą jednak być chłodne w nocy, zwłaszcza w górach. Zeszły miesiąc (grudzień) był najzimniejszym miesiącem, od kiedy tu mieszkam. W Wientianie w nocy temperatura spadała nawet do 8 stopni, a w ciągu dnia przekraczała niewiele ponad 20 stopni. Niektórzy mogą chcieć darować sobie przyjazd w kwietniu, który jest najgorętszym miesiącem w Laosie – temperatury mogą dochodzić do 40 stopni. Z drugiej strony, w kwietniu obchodzimy tu Pi Mai, czyli Laotański Nowy Rok. Tydzień lania się wodą na ulicach w całym Laosie i dużo ciekawych atrakcji w Luang Prabang – może to być interesujące doświadczenie.
Czym może fascynować ten kraj?
Piękną przyrodą, wspaniałymi ludźmi i luźnym stylem życia.
Wg tegorocznego rankingu Laotańczycy to jeden z najszczęśliwszych narodów na świecie. Zgodziłabyś się z tym stwierdzeniem?
Myślę, że tak. Chociaż kraj jest biedny, ludzie wydają się być szczęśliwi i nigdy nie narzekają. Kiedyś zapytałam znajomego Laotańczyka (biednego studenta, żyjącego za 100 USD miesięcznie), czy jest szczęśliwy. Bez wahania odpowiedział: „Tak”.
Laos to Twoje miejsce na ziemi?
Laos to moja przygoda i spełnienie marzeń związane ze zwiedzaniem Azji. Są jednak plany na przeprowadzkę jeszcze dalej….
Aleksandra Krauzowicz – z wykształcenia nauczyciel języka angielskiego, obecnie wychowawca klasy 2 i 3 w szkole w Laosie. Ulubiony cytat: “Travel is the only thing you buy that makes you richer.” O swoim życiu w Laosie pisze na Laotańskie opowieści
zdjęcia: Aleksandra Krauzowicz
Rozmawiała: Ania Błażejewska
Jeśli i Ty masz ochotę opowiedzieć nam o swoim życiu na obczyźnie (szczególnie, jeśli mieszkasz w Azji), napisz do nas koniecznie!