To był mój drugi pobyt w Kawowym Raju (dla Ani nawet czwarty) i na pewno nie ostatni. jest bowiem drugim największym na świecie producentem kawy (ustępuje miejsca jedynie Brazylii) i ma ponad 14% udział w światowym rynku kawy. Wietnamska (Cà Phê), zwłaszcza parzona w tradycyjnym metalowym filtrze zwanym Phin, to niepowtarzalne wrażenie smakowe.

Tajemnica tego wyjątkowego smaku i aromatu tkwi nie tylko w procesie parzenia, ale także (czy przede wszystkim) w procesie wypalania ziaren kawy. Tradycyjny sposób palenia kawy w Wietnamie wymaga dodania niewielkiej ilości tłuszczu maślanego, który tworzy na ziarnach otoczkę podobną do karmelu. W efekcie ziarna kawy mogą wydawać się “tłuste” lub “klejące” i niestety zatykać młynki w niektórych ekspresach (nasza Jura sobie z nimi radzi).

Dodatek masła jest źródłem słodkawego, trochę czekoladowego posmaku wietnamskiej kawy. W oryginalnym założeniu miał on maskować gorzki smak niedojrzałych ziaren robusty, która stanowi 97% upraw kawy w tym kraju i zazwyczaj dojrzewa powoli oraz nierównomiernie. Obecnie w masowym procesie wypalania kawy stosuje się raczej oleje roślinne z niewielkim dodatkiem cukru (wegetarianie i weganie mogą odetchnąć z ulgą), choć oczywiście można kupić i ziarna bez dodatku tłuszczu.

Oczywiście w zależności od regionu kraju, wietnamską kawę podaje się w różny sposób: najczęściej ze skondensowanym mlekiem (raczej ze względów praktycznych, niż smakowych) i/lub z lodem, chociaż ja preferuję czarną jak smołę gorącą kawę. Chyba już czas na kolejną!

DSC_2449

DSC_2459

DSC_2461

DSC_3050