Wreszcie! Po ponad 6 latach na zrobiłam mój pierwszy w życiu , czyli smażony , czyli niemalże narodowe danie Indonezji. I jestem z siebie całkiem dumna, bo indonezyjscy znajomi nie dość, że chwalą, to jeszcze mówią, że lepsze niż w domu i pytają, jak taki zrobić. I zaraz wytłumaczę Wam, dlaczego.

Standardowy nasi goreng jada się w Indonezji bardzo często, czasem niemalże codziennie, bo jeśli zostaje ryż po posiłku, jest to najprostszy sposób na jego wykorzystanie. Wieczorem bądź rano wrzuca się taki ryż na patelnię wraz z olejem, szalotkami i jajkiem i wszystko to razem smaży i voilà, posiłek gotowy. Tak to wyglada w wersji zupełnie podstawowej. W opcji bardziej bogatej dodaje się najczęściej kurczaka, rzadziej morza i trochę warzywek. Sama bardzo lubię go jadać na śniadanie, jeśli śpię akurat w miejscu, gdzie dania kuchni europejskiej sprowadzają się do tostów z dżemem. Nasi goreng zwykle się sprawdza, choć nie zawsze bywa idealny. I tu dochodzimy do tego, dlaczego tym moim znajomym tak smakuje ta moja wersja. Po pierwsze jest w niej dużo warzyw, a więc zupełnie nie umywa się do takiego standardowego smażonego ryżu, a po drugie, co jest chyba nawet ważniejsze, ryż nie pływa w oleju. Bo przecież nie musi! A nadal jest pyszny.

W poniższej wersji dodane są – ostatnio szaleję na ich punkcie, bo w związku z tym, że dostawcy, którzy zwykle sprzedawali ryby i do hoteli, stracili kontrahentów, teraz sprzedają rewelacyjnej jakości produkty w świetnych cenach bezpośrednio ludziom. To sobie zdecydowanie chwalę.
Jeśli zamiast krewetek użyjecie na przykład kurczaka, może on bez problemu zostać cały czas na patelni. A jeśli macie ochotę na wersję wegetariańską, pozostańcie przy jajku, ewentualnie dodajcie tofu. Nasi goreng to w ogóle jest takie danie, które smakuje dobrze w różnych wariantach (stąd nie do końca sprecyzowana waga krewetek czy ryżu), co oznacza również, że jeśli Wam czegoś brakuje, tragedii nie będzie. Pamiętajcie tylko, że podstawa to szalotki i jajka. No i oczywiście ryż. W każdej wersji przygotowany już nasi goreng dobrze smakuje z sambalem, czyli pikantnym sosem z chilli.

Nie zapomnijcie na koniec o oleju sezamowym, bo sprawia on, że ryż nabiera wyjątkowego smaku i aromatu. No to to dzieła.

Potrzebujecie (4 porcje):

  • 1/4 kostki masła lub 2 łyżki oleju
  • 300-500 g krewetek (waga zamrożonych)
  • 5 ząbków czosnku
  • spora garść szalotek (ewentualnie 1 duża cebula)
  • 2 średnie marchewki
  • 2 czerwone papryki
  • garść zielonej fasolki szparagowej
  • 4 jajka
  • 200-300 g suchego ryżu
  • 1 łyżka sosu sojowego
  • 2 łyżki oleju sezamowego
  • pieprz i sól do smaku do smaku
  • suszone chilli do smaku

Przygotowanie:

Ugotować ryż.

Szalotki pokroić drobno, marchewkę w kostkę lub talarki, paprykę i fasolkę na niewielkie łki, a brokuła w różyczki.

Na bardzo dużej patelni lub w woku (ja wolę woka) rozgrzać masło, dodać wyciśnięty czosnek i krewetki. Krewetki należy smażyć bardzo krótko – po 1-2 z każdej strony (całe smażenie zajmie max 3-5 min)

Dodać szalotki i pokrojoną marchewkę. Smażyć razem na małym ogniu do czasu aż szalotki się zarumienią (ok. 5 min)

Dodać pokrojoną paprykę i fasolkę. Smażyć kolejne 5-7 min.

Wszystkie warzywa z woka przesunąć na bok, a w powstałym miejscu usmażyć jajka, rozbełtane tak, jak do jajecznicy. Kiedy jajka będą gotowe, wymieszać je z warzywami i smażyć jeszcze chwilę. Jeśli marchewka jest już miękka, można dodać brokuły. Wymieszać wszystko i smażyć kolejne 2-3 min na małym ogniu.

Dodać ugotowany ryż i przygotowane na początki krewetki. Dodać sos sojowy i olej sezamowy oraz pieprz, sól i chilli do smaku (jeśli ktoś nie lubi słonych potraw, nie należy dodawać soli – wystarczy sos sojowy).

Wszystko jeszcze raz dokładnie wymieszać i smażyć przez kolejne 3-4 min.

Na koniec można danie posypać sezamem.

Gotowe! Smacznego!
Napiszcie potem, jak wyszło!